Wysiadłam z taksówki, która podwiozła nas pod sam dom i ruszyłam do bagażnika,
aby wyciągnąć walizki. Pogoda w Londynie różniła się od tego, co zostawiłyśmy w
Krakowie – tu ciągle padał deszcz! To znaczy nie wiem czy ciągle, w każdym
razie Anglia powitała nas bardzo melancholijnie.
- To na pewno tu? – spytałam mamę, widząc
małą kamieniczkę, pod którą nas podwieziono.
- Adres się zgadza. To na pewno tu –
uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w kierunku wejścia.
Miałyśmy wynajmować górę mieszkania
jakiejś pani, także Polki. Stwierdziłyśmy, że dużo łatwiej będzie nam
przystosować się do nowych realiów, mieszkając w polskiej dzielnicy. Żadna z
nas nie spodziewała się jednak, że za tak małe pieniądze, uda nam się wynająć
tak piękny – przynajmniej z zewnątrz – dom.
Nasunęłam kaptur na głowę, chwyciłam w
dłoń rączkę walizki i poszłam w kierunku drzwi.
- Zapukaj – zasugerowała mama, widząc, że
nie bardzo wiem co mam zrobić.
- Ale jak?
- Kołatką – odpowiedziała mama i pociągnęła
za czarne „coś”, które wisiało na drzwiach.
Mogłam się domyśleć, że tu wiesza się
kołatki na drzwiach, ale jak zwykle zapomniałam uruchomić swoje szare
komórki. Zawstydzona
oblizałam wargi i skrzyżowałam dłonie na piersi, czekając kto nam otworzy. A co, jeśli będzie to jakaś zgryźliwa
baba? Nie, miałam zdecydowanie zbyt bujną wyobraźnię.
- Jesteście już – drzwi otworzyła nam, wyglądająca całkiem sympatycznie pani, na oko w wieku około sześćdziesiąt lat. No może pięćdziesiąt pięć.
Zdecydowanie nie wyglądała na zgryźliwą –
Wchodźcie. Marek zajmie się waszymi walizkami – dodała z uśmiechem.
Kto to był Marek? Od razu przez myśl
przeszedł mi piękny brunet, który jest wnuczkiem tej pani. Mieszka z babcią, bo
stracił rodziców, ale dzięki tym doświadczeniom stał się dojrzalszy i
silniejszy. Będziemy mieli płomienny romans, a w wieku dwudziestu lat weźmiemy ślub i
zamieszkamy na stałe w tej kamienicy.
- Pozwolą panie, że zaniosę walizeczki na
górę – zza roga wyłonił się „starszy” pan, na oko w wieku mojej mamy. Czyli
nici z romansu… Ale przystojny był.
Uśmiechnęłam się delikatnie, nie dając po
sobie poznać rozczarowania i pędem weszłam na górę, po drodze przewracając
oczami.
Przekręciłam w drzwiach klucz, który
dostałam od starszej pani i weszłam do naszego „mieszkanka”.
- Który pokój wybierasz? – spytałam mamę,
która szła tuż za mną.
Miałyśmy do dyspozycji dwa małe pokoje – w
tym jeden z aneksem kuchennym oraz łazienkę. Całkiem niezłe warunki jak na
mieszkanie pod jednym dachem z obcymi. Poza tym miałyśmy oddzielne wejście, od
tyłu domu.
- A będziesz gotować? – wyszczerzyła się
mama.
Skarciłam ją wzrokiem i udałam się do
mniejszego pokoju, w którym jedyną atrakcją był maleńki balkonik. Nie miałam
zamiaru robić za kucharkę, wolałam gnieździć się w tej klitce.
Rzuciłam się na łóżko i przytulając się do
poduszki, wyjęłam z kieszeni mój telefon. Pewnie jesteście przyzwyczajeni, że
każdy ma IPhone’a? Niestety, ja go nie miałam. Jeszcze.
Weszłam w kontakty i wybrałam numer do
Agnieszki, mojej przyjaciółki. Przejechałam palcem po zielonej słuchawce i
cierpliwie czekałam, wsłuchując się w niezwykle denerwujące granie na
czekanie.
- Cześć, Wika! – w końcu moja przyjaciółka
odebrała.
- No hej – uśmiechnęłam się do słuchawki,
słysząc znajomy głos.
- Jak tam, angielko?
- Spadaj – wyszczerzyłam się – Obiecałam,
że zadzwonię, więc dotrzymuję obietnicy.
- Mhm. Opowiadaj, jak tam macie?
- Mamy całkiem spoko mieszkanie. W moim
pokoju jest nawet balkon… i ogółem ci państwo, od których wynajmujemy są
całkiem mili – powiedziałam na jednym wdechu i przekręciłam się na plecy.
- A jest ktoś przystojny na
horyzoncie?
- Taak, pan w wieku mojej mamy – zaśmiałam
się w głos.
- To swataj mamę!
- Zgłupiałaś? – odparłam już nieco
poważniej. – Pewnie jest zajęty. A poza tym sama wiesz, co przeszła moja
mama.
- No przecież zgrywam się tylko! A jak ze
szkołą? To już za tydzień!
- Podobno mam być zapisana do jakiejś
polskiej szkoły, ale nie wiem. Dziś po południu idziemy wszystko
załatwić.
- Mhm. To może tam kogoś poznasz!
- Z pewnością – parsknęłam śmiechem.
- Wiesz, tęsknię już trochę – odparła Aga,
a w jej głosie był wyczuwalny smutek.
- Ja też. Muszę kończyć, pogadamy
wieczorem na Skaypie – zakończyłam i wrzuciłam telefon z powrotem do kieszeni.
Rozmowy Anglia – Polska były cholernie drogie, a nie mogłam zadłużać mamę już
na starcie.
Leniwie wstałam z łóżka i udałam się na
zwiedzanie całego mieszkania. Gdzie do cholery zginął ten Mareczek z
walizkami?
Wyszłam ze swojego pokoju i udałam się w
kierunku drugiego pomieszczenia.
Delikatnie uchyliłam drzwi i zauważyłam,
że moja mama rozmawia właśnie z synem właścicielki. Kurczę, naprawdę wyglądał
seksownie z tą swoją bródką. Nawet okulary leżały na nim, można powiedzieć
pociągająco. Wcale bym się nie obraziła, gdyby oni… no wiecie. Mama wyglądała
na zadowoloną, nie chciałam im przeszkadzać, więc wróciłam znów do swojego
pokoju i podeszłam do okna.
Niepewnie wyszłam na balkon. Wcale nie tak
wysoko. Miałam cholerny lęk wysokości, ale na tym balkonie było jakoś
przyjaźnie i bezpiecznie. Wychyliłam się delikatnie zza barierkę, żeby móc
lepiej obejrzeć ogród. Był bardzo piękny. Cudownie oddzielał dom od drogi,
która była nieco ruchliwa. Fajnie mieć taką zieloną odskocznię w środku
miasta.
Nagle usłyszałam pisk opon i niemal nie
dostałam zawału. Jakiś wariat jechał szalenie szybko swoim
żarówkowo-pomarańczowym samochodem i ledwo zatrzymał się przed psem „przechodzącym”
przez drogę. Że też tacy ludzie dostają prawko! A potem dziwić się
wypadkom!
Przewróciłam oczami i wróciłam na łóżko.
Zmierzyłam sobie cukier i widząc że jak zwykle wszystko jest ok, zabrałam się
za czytanie mojej ulubionej książki.
***
Kolejne dni mijały dość szybko. Z racji
tego, że nie znałam tu nikogo, większość czasu spędzałam w domu na rozmowach z
mamą i panią Polą, czytaniu książek i opalaniu się przed domem – tak tak,
pogoda czasem na to pozwalała. Kilka razy byłam też na mieście, rozeznałam się
w pobliskich sklepach i stwierdziłam, że jest tu prawie jak w Polsce.
Prawie.
Nim spostrzegłam, nadszedł mój wielki
dzień – pierwszy w nowej szkole. Wspominałam już, że cholernie się bałam?
Bałam się czy dam radę z nauką, jak przyjmą mnie nauczyciele i co najważniejsze
– koledzy. Oni znają się już od roku, a ja jak intruz wkroczę teraz na ich
teren. Śmieszne, nie?
Od rana cholernie bolał mnie brzuch. Tak
już miałam, że cały mój stres kumulował się właśnie w tej części ciała. Nie
jedząc śniadania, zrobiłam sobie delikatny makijaż, ubrałam się w białą bluzkę
i czarną spódnicę – jedyną jaką miałam, nienawidzę spódnic – i ruszyłam w
kierunku szkoły. Budynek, do którego zmierzałam, znajdował się jakieś 3 km od
mojej kamienicy. Spokojnie doszłabym tam pieszo, gdyby nie fakt że zachciało mi
się szpilek. Zresztą też jedynych jakie miałam i przy okazji strasznie
niewygodnych. Już po pierwszych kilku krokach czułam, że to będzie ciężka
przeprawa. Poza tym, kto wpadł na pomysł, żeby chodniki wykładać brukiem?
Musiałam iść poboczem i w kółko uważać, żeby nie skręcić za bardzo w bok i nie
wejść pod jakiś samochód. Uwierzcie, że panowanie nad swoimi nogami, było w tym
momencie prawie tak samo trudne, jak po alkoholu. Zacisnęłam zęby i nieco
kaczkowatym krokiem ruszyłam dalej. Cholera, nie dam rady. Wrzasnęłam cicho i
spróbowałam zrobić kolejny krok. Boże, jak boli! Czemu ta mama nie ma
samochodu? I po cholerę kupiłam takie niewygodne szpilki?
- Laska, podwieźć cię? – usłyszałam nagle
za sobą czyjś głos.
Jakiś chłopak uchylił szybę swojego
samochodu i patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem. Miałam wrażenie, że już
gdzieś widziałam ten samochód.
- Dzięki, ale dam radę.
- Polemizowałbym – zaśmiał się.
Westchnęłam i przewróciłam oczami. Muszę
wyglądać naprawdę zabawnie, skoro na mój widok zatrzymują się obcy
ludzie.
- No wsiadasz? – spytał ponownie, żując
gumę.
Spojrzałam na zegarek – dochodziła 10.15,
a o 10.30 muszę być w szkole. Głupio się spóźniać.
- Ale nie chcesz mi nic zrobić?
- Zastanowię się – uśmiechnął się
szelmowsko.
Przygryzłam dolną wargę i niewiele myśląc
wsiadłam do jego auta. Zapinając pasy, poczułam jego dłoń na moim kolanie.
- To jak kochanie, od czego zaczynamy? –
spytał, oblizując wargi.
Zrobiło mi się cholernie gorąco, a moje
serce momentalnie przyśpieszyło. Co jeśli on naprawdę mi coś zrobi?
- Przecież żartowałem – zaśmiał się,
zabierając dłoń z mojej nogi i przenosząc ją na kierownicę – Piotrek jestem, a
ty?
- Wika. To znaczy Wiktoria – uśmiechnęłam
się delikatnie, wciąż nie do końca mu ufając.
- Nie bój się mnie, serio nic ci nie
zrobię.
Nie wiedziałam co mam myśleć, ale
wiedziałam, że lepszym rozwiązaniem byłoby pójście na pieszo. Choć trzeba
przyznać, że ten cały Piotrek miał ładny uśmiech.
- Mhm. Może ja się jednak przejdę? –
zaczęłam niepewnie.
- Za późno – wyszczerzył się i ruszył z
piskiem opon. Już wiem, gdzie widziałam ten samochód.
- Zawsze zgarniasz laski z ulicy?
Cholera. Jak to zabrzmiało.
- Tylko jeśli mają wystarczająco krótkie
sukienki i wysokie szpilki – zaśmiał się i zlustrował mnie wzrokiem, na co ja
się zaczerwieniłam. Wbiłam wzrok w swoje uda i starałam się trochę uspokoić.
Nic mi nie zrobi. Podwiezie mnie tylko do szkoły.
- Tak w zasadzie, to gdzie mam jechać? –
spytał, przerywając ciszę.
- Do pobliskiej szkoły. Pojęcia nie mam co
to za ulica.
- Też tam jadę, więc myślę że jakoś
trafię.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Za
cholerę nie wyglądał na licealistę. Miał dość męskie rysy twarzy, delikatny
zarost i bujną, ciemną czuprynę. Dałabym mu co najmniej 20 lat.
- Co się tak przyglądasz? – spytał z
uśmiechem.
- Nie wyglądasz na licealistę.
- Bywa – uśmiechnął się szelmowsko i
skręcił w boczną uliczkę – Jesteśmy – powiedział po chwili, parkując przy samym
budynku szkoły.
Wysiadłam, grzecznie podziękowałam za
podwózkę i kaczkowatym krokiem ruszyłam w kierunku wejścia. Ku mojemu
zdziwieniu Piotrek nie szedł za mną. Ciekawe, czyżby nie szedł do szkoły? A
może mnie po prostu oszukał? Zresztą czy to ważne. Oby na rozpoczęciu były
krzesełka!
Cała ceremonia trwała jakieś pół godzinki.
Musieliśmy wysłuchać przemówień pani dyrektor, przewodniczącego szkoły i życzeń
typu „dobrych wyników w nauce” . Po wszystkim udaliśmy się do klas i mieliśmy
spotkanie z wychowawcą. Moja wychowawczyni wyglądała całkiem sympatycznie,
zresztą podobnie jak cała klasa. Podobało mi się, że wszystko odbywa się tu po
polsku, dba się o polskie tradycje i generalnie jest tu jak w domu. Koledzy i
koleżanki chyba mnie zaakceptowali, chociaż patrzyli się na mnie nieco dziwnym
wzrokiem. Byłam w końcu nową sensacją.
Kilkoro z nich podeszło do mnie,
przedstawiło się, wymieniliśmy się numerami.
Jedna z dziewczyn pochwaliła moje szpilki
– szkoda, że nie zaproponowałam jej zamiany butów!
- Cześć, jestem Martyna – kiedy zbierałam
się do wyjścia podeszła do mnie niska blondynka – Ale praktycznie wszyscy mówią
na mnie Tyśka.
- Hej, Wika – uśmiechnęłam się i podałam
jej rękę.
- Jak podoba ci się nowa szkoła?
- Jest ok, chociaż trochę się tu gubię –
zaśmiałam się.
- Pomożemy ci. Naprawdę. W razie czego
dzwoń – uśmiechnęła się i dała mi swoją wizytówkę, na której po angielsku było
napisane: Martyna Nowak. Malarstwo współczesne.
Spojrzałam na nią zdezorientowana,
kompletnie nie wiedząc o co chodzi.
- Maluję czasem – uśmiechnęła się,
wyjaśniając mi wszystko – A matka się uparła, żeby zrobić mi reklamę.
Materialistka – zaśmiała się i śmiesznie przewróciła oczami.
Już polubiłam tę Tyśkę. Taka zwariowana
artystka!
- Już nie mogę się doczekać, aż zobaczę
twoje prace!
- Serio? To wpadaj, kiedy będziesz miała
ochotę, a najlepiej dziś. Zamówimy pizzę, obejrzymy film… ja pokażę ci swoje „dzieła”. Co
ty na to?
- Chętnie, ale mama ma dziś rozmowę
kwalifikacyjną i gdyby coś poszło nie tak….
- Musisz być w pogotowiu żeby podawać
chusteczki? Znam to – zaśmiała się szczerze.
- Właśnie. Zadzwonię na pewno, gdybym
miała wpadać.
- Ok. Liczę na ciebie, będziesz pierwszym
recenzentem mojego nowego obrazu!
Pogadałyśmy jeszcze chwilę, obiecałam jej
że jeszcze w tym tygodniu do niej wpadnę i wyszłam ze szkoły.
Ptaki radośnie ćwierkały, a ja żałośnie
wyłam z bólu. Byłam głodna i bolały mnie stopy.
Pierwszą czynnością jaką zrobiłam, było
zdjęcie szpilek. Serio, wolałam już iść na boso.
Nagle ni stąd ni zowąd, gdy ściągałam
lewego buta, napatoczył się Piotrek.
- Co ty tu robisz? – spytałam, mocując się
z obuwiem.
- Mówiłem ci już, kopciuszku. Chodzę do
tej szkoły – zaśmiał się i
wyjął fajkę.
- Nie było cię na rozpoczęciu, prawda?
- Byłem, tylko trochę się spóźniłem. Byłem
na szlugu.
- Możesz tak palić przed samym wejściem? –
spytałam, widząc że brunet niewiele sobie robi z tego, że wokół niego chodzą
nauczyciele.
- Mi wszystko wolno – parsknął i zaciągnął
się jeszcze mocniej. – Podwieźć cię?
- Dzięki, na boso dojdę.
- Ale zmarzną ci stopki.
- Poradzę sobie – zaśmiałam się i ruszyłam
w kierunku bramy wyjściowej. Wolałam drugi raz nie narażać się na taki
stres.
- Jak chcesz, proponowałem – zaśmiał się w
głos.
Co za pewny siebie dupek!
Co za pewny siebie dupek!
- Czekaj – powiedziałam jeszcze wracając
się w jego stronę – Do której klasy chodzisz?
- Trzeciej.
- Twoje szczęście – mruknęłam i
definitywnie ruszyłam w drogę powrotną.
___________________________________________________________
Jestem nienormalna, dodaję rozdział po Sylwestrze. No nic, mam nadzieję, że już trochę oprzytomnieliście i przeczytacie oraz oczywiście skomentujecie! Na samym wstępie muszę Wam powiedzieć, że jestem leniem i bez motywacji w postaci komentarzy nie będę dalej pisać. To zajmie Wam tylko momencik! Liczę na Was :)
Buziaki! :*
P.S. Niech w tym roku spełnią się wszystkie Wasze marzenia! Zobaczycie, to musi być dobry rok!
___________________________________________________________
Jestem nienormalna, dodaję rozdział po Sylwestrze. No nic, mam nadzieję, że już trochę oprzytomnieliście i przeczytacie oraz oczywiście skomentujecie! Na samym wstępie muszę Wam powiedzieć, że jestem leniem i bez motywacji w postaci komentarzy nie będę dalej pisać. To zajmie Wam tylko momencik! Liczę na Was :)
Buziaki! :*
P.S. Niech w tym roku spełnią się wszystkie Wasze marzenia! Zobaczycie, to musi być dobry rok!
Siemka :D
OdpowiedzUsuńWiesz, że kocham czytać to co ty piszesz co nie?
Ta opowieść na pewno będzie świetna i już polubiłam główną bohaterkę, jest taka naturalna. Piotrek natomiast wydaje się zabawny. Fajna mieszanka.
Czekam na kolejną część :D
Mam nadzieję, że dodasz ją bardzo szybko :D
Pozdrawiam
Lili
P.S U mnie też jest nowy rozdział.
Zapowiada się bardzo ciekawie. Czekam na następny:)
OdpowiedzUsuńHej, przybył pierwszy rozdział, więc przybyłam też ja :)
OdpowiedzUsuńNie powiem, że nie, ładnie napisany... ale, czy szykuje się tu coś więcej? Powiem ci szczerze, że nie często zdarza mi się czytać o czym jest blog, zanim nie poznam jego treści, a na razie wydaje się, że będzie to opowieść obyczajowa, romans? A może się mylę? Tak, czy siak, zostaję na dłużej, bo jestem ciekawa, co tam dalej się wydarzy. Wika wydaje się ciekawą postacią, mam też wrażenie, że wiesz już, jak chcesz ją wykreować, a to jest bardzo ważne. Tekst spójny i logiczny, czyta się szybko i przyjemnie.
Minoo
Zapraszam też do mnie: healer-of-century.blogspot.com
Jeszcze kilka uwag, za które - mam nadzieję - mnie nie znienawidzisz:
1. "Żadna z nas nie spodziewała się jednak, że za tak małe pieniądze, uda nam się wynająć tak piękny – przynajmniej zewnątrz – dom." - powinno być "z zewnątrz".
2. "- Jesteście już – drzwi otworzyła nam wyglądająca całkiem sympatycznie pani, na oko w wieku około 60 lat." - po "nam" powinien być przecinek. W opowiadaniach liczby zapisujemy słownie, chyba, że są liczebniki porządkowe, albo na przykład ogólnie pozwala się na cyfrowy zapis numeru mieszkań, itp.
3. "- Cześć Wika! – w końcu moja przyjaciółka odebrała." - po "cześć" powinien być przecinek.
4. "- Ja też. Muszę kończyć, pogadamy wieczorem na Skaypie. – zakończyłam " - a co tu robi ta kropka po "Skaypie"?
5. "Nim spostrzegłam, nadszedł mój wielki dzień – pierwszy dzień w nowej szkole." powtórzenie słowa "dzień". Wystarczy, że po prostu usuniesz jeden z nich - najlepiej ten drugi, bo usunięcie pierwszego nie miałoby sensu ;)
6. "Uwierzcie, że panowanie nad swoimi nogami, było w tym momencie prawie tak samo trudne jak po alkoholu. " - przed "jak" powinien być przecinek.
Wielkie dzięki za "wytknięcie" błędów. Cieszę się, że ktoś czytał z uwagą to, co napisałam.
UsuńJuż wszystko poprawiłam :)
Hej!
OdpowiedzUsuńZostawiłaś komentarz w spamie, więc pomyślałam "a co mi tam" i jestem:D Jak na razie wszystko się rozkręca, w końcu na początku trzeba przybliżyć postacie itd.
Wika wygląda mi na osobę, która nie daje sobie w kaszę dmuchać. Stawia na swoim i nie obchodzi ją zdanie innych, chociaż jest miłą dziewczyną, racją?:D
Piotrek..już go lubię. Widać, że nie jest taki do końca zły, w końcu nie pozwolił się biednej dziewczynie męczyć w tych szpilkach no i przy okazji był zabawny.
Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się ich znajomość, bo czuję, że to nie było ich ostatnie spotkanie poza szkołą:)
Życzę weny i pozdrawiam cieplutko;)
W wolnej chwili zapraszam ;) loveeorfriendship.blogspot.com
Hej!
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się pierwszy rozdział :) Był świetny. Twoje opowiadanie czyta się z lekkością. Co do bohaterów, to bardzo polubiłam Wiktorię. Bardzo ciekawa postać. Niektóre jej teksty bardzo zabawne, a ta jej myśl z tym gorącym romansem, a później takie zaskoczenie kim jest ta osoba, to było naprawdę dobre i zabawne. Zdziwiło mnie jedynie, że Wiktoria zgodziła się i do szkoły pojechała z nieznanym kolesiem. No wiem... te szpile i jego zapewnienia, ale pewnie wiąże się to z dalszym rozwojem akcji. Czekam na ciąg dalszy. Na jej kolejne dni w nowej szkole, nawiązywanie przyjaźni z nowymi ludźmi i z Martyną. Na rozwój wydarzeń związanych z Piotrkiem, także czekam. Ogółem, już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. :)
Pozdrawiam:)
Zapraszam do siebie w wolnej chwili: http://ourangelsalwaysfall.blogspot.com/
Świetnie się zapowiada. Nie mogę się doczekać kolejnej notki. Co ile będą nowe wpisy?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mam nadzieję, że uda mi się dodawać co tydzień, najpewniej w weekendy ;)
UsuńRównież pozdrawiam :)
Powiem Ci tak, ogólnie na mega plus, zapowiada się ciekawie, ale nie jestem przyzwyczajona do pisania opowiadań trochę innym językiem, dlatego trochę mi to przeszkadzało, bo piszesz bardzo... potocznie :D Ale myślę, że to tylko i wyłącznie kwestia przyzwyczajenia :) Oby tak dalej! :)
OdpowiedzUsuńRozdział number one jest po prostu rewelacyjny. Chcę więcej i więcej. Mam nadzieję, że nie będziesz mnie tyle trzymała w niepewności i kolejny chapter pojawi się niebawem (np. jutro? :-P).
OdpowiedzUsuńOpowiadanie zapowiada się na ciekawe.
OdpowiedzUsuńFajnie, że kilka osób chciało się zapoznać z Wiktorią. Może niedługo będzie miała jakichś znajomych w nowej szkole.
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny.
Rozdział naprawdę dobry, miło się czyta :)
OdpowiedzUsuńLubię dialogi a u Ciebie jest ich pod dostatkiem, mimo tego, może uda Ci się wpleść w kolejne teksty więcej opisów. Nie było by monotonnie :)
Od strony gramatycznie jest już trochę gorzej:
Wyłapałam kilka błędów. Najwięcej chyba było braków w przecinkach. Pojawiły się tez kolokwializmy. Dość często użyłaś słowa " cholernie". Na przyszłość postaraj się zastąpić jej czymś innym. Wyrazem mniej potocznym o takim samym natężeniu
Zabieram się do dalszego czytania :)
Pozdrawiam :)
http://anja-sora.blogspot.com/
Ps. Jak chcesz to mogę przesłać Ci (prywatnie) zdania, w których, moim zdaniem wtrąciło się małe gapiostwo :)