czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 1

Wysiadłam z taksówki, która podwiozła nas pod sam dom i ruszyłam do bagażnika, aby wyciągnąć walizki. Pogoda w Londynie różniła się od tego, co zostawiłyśmy w Krakowie – tu ciągle padał deszcz! To znaczy nie wiem czy ciągle, w każdym razie Anglia powitała nas bardzo melancholijnie. 
- To na pewno tu? – spytałam mamę, widząc małą kamieniczkę, pod którą nas podwieziono.
- Adres się zgadza. To na pewno tu – uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w kierunku wejścia. 
Miałyśmy wynajmować górę mieszkania jakiejś pani, także Polki. Stwierdziłyśmy, że dużo łatwiej będzie nam przystosować się do nowych realiów, mieszkając w polskiej dzielnicy. Żadna z nas nie spodziewała się jednak, że za tak małe pieniądze, uda nam się wynająć tak piękny – przynajmniej z zewnątrz – dom. 
Nasunęłam kaptur na głowę, chwyciłam w dłoń rączkę walizki i poszłam w kierunku drzwi. 
- Zapukaj – zasugerowała mama, widząc, że nie bardzo wiem co mam zrobić.
- Ale jak? 
- Kołatką – odpowiedziała mama i pociągnęła za czarne „coś”, które wisiało na drzwiach. 
Mogłam się domyśleć, że tu wiesza się kołatki na drzwiach, ale jak zwykle zapomniałam uruchomić swoje szare komórki.  Zawstydzona oblizałam wargi i skrzyżowałam dłonie na piersi, czekając kto nam otworzy.  A co, jeśli będzie to jakaś zgryźliwa baba? Nie, miałam zdecydowanie zbyt bujną wyobraźnię. 
- Jesteście już – drzwi otworzyła nam, wyglądająca całkiem sympatycznie pani, na oko w wieku około sześćdziesiąt lat. No może pięćdziesiąt pięć. Zdecydowanie nie wyglądała na zgryźliwą  – Wchodźcie. Marek zajmie się waszymi walizkami – dodała z uśmiechem. 
Kto to był Marek? Od razu przez myśl przeszedł mi piękny brunet, który jest wnuczkiem tej pani. Mieszka z babcią, bo stracił rodziców, ale dzięki tym doświadczeniom stał się dojrzalszy i silniejszy. Będziemy mieli płomienny romans, a w wieku dwudziestu lat weźmiemy ślub i zamieszkamy na stałe w tej kamienicy. 
- Pozwolą panie, że zaniosę walizeczki na górę – zza roga wyłonił się „starszy” pan, na oko w wieku mojej mamy. Czyli nici z romansu… Ale przystojny był. 
Uśmiechnęłam się delikatnie, nie dając po sobie poznać rozczarowania i pędem weszłam na górę, po drodze przewracając oczami. 
Przekręciłam w drzwiach klucz, który dostałam od starszej pani i weszłam do naszego „mieszkanka”. 
- Który pokój wybierasz? – spytałam mamę, która szła tuż za mną. 
Miałyśmy do dyspozycji dwa małe pokoje – w tym jeden z aneksem kuchennym oraz łazienkę. Całkiem niezłe warunki jak na mieszkanie pod jednym dachem z obcymi. Poza tym miałyśmy oddzielne wejście, od tyłu domu. 
- A będziesz gotować? – wyszczerzyła się mama.
Skarciłam ją wzrokiem i udałam się do mniejszego pokoju, w którym jedyną atrakcją był maleńki balkonik. Nie miałam zamiaru robić za kucharkę, wolałam gnieździć się w tej klitce. 
Rzuciłam się na łóżko i przytulając się do poduszki, wyjęłam z kieszeni mój telefon. Pewnie jesteście przyzwyczajeni, że każdy ma IPhone’a? Niestety, ja go nie miałam. Jeszcze. 
Weszłam w kontakty i wybrałam numer do Agnieszki, mojej przyjaciółki. Przejechałam palcem po zielonej słuchawce i cierpliwie czekałam, wsłuchując się w niezwykle denerwujące granie na czekanie. 
- Cześć, Wika! – w końcu moja przyjaciółka odebrała.
- No hej – uśmiechnęłam się do słuchawki, słysząc znajomy głos.
- Jak tam, angielko? 
- Spadaj – wyszczerzyłam się – Obiecałam, że zadzwonię, więc dotrzymuję obietnicy.
- Mhm. Opowiadaj, jak tam macie?
- Mamy całkiem spoko mieszkanie. W moim pokoju jest nawet balkon… i ogółem ci państwo, od których wynajmujemy są całkiem mili – powiedziałam na jednym wdechu i przekręciłam się na plecy. 
- A jest ktoś przystojny na horyzoncie? 
- Taak, pan w wieku mojej mamy – zaśmiałam się w głos. 
- To swataj mamę!
- Zgłupiałaś? – odparłam już nieco poważniej. – Pewnie jest zajęty. A poza tym sama wiesz, co przeszła moja mama. 
- No przecież zgrywam się tylko! A jak ze szkołą? To już za tydzień! 
- Podobno mam być zapisana do jakiejś polskiej szkoły, ale nie wiem. Dziś po południu idziemy wszystko załatwić. 
- Mhm. To może tam kogoś poznasz!
- Z pewnością – parsknęłam śmiechem. 
- Wiesz, tęsknię już trochę – odparła Aga, a w jej głosie był wyczuwalny smutek.  
- Ja też. Muszę kończyć, pogadamy wieczorem na Skaypie – zakończyłam i wrzuciłam telefon z powrotem do kieszeni. Rozmowy Anglia – Polska były cholernie drogie, a nie mogłam zadłużać mamę już na starcie. 
Leniwie wstałam z łóżka i udałam się na zwiedzanie całego mieszkania. Gdzie do cholery zginął ten Mareczek z walizkami? 
Wyszłam ze swojego pokoju i udałam się w kierunku drugiego pomieszczenia.  
Delikatnie uchyliłam drzwi i zauważyłam, że moja mama rozmawia właśnie z synem właścicielki. Kurczę, naprawdę wyglądał seksownie z tą swoją bródką. Nawet okulary leżały na nim, można powiedzieć pociągająco. Wcale bym się nie obraziła, gdyby oni… no wiecie. Mama wyglądała na zadowoloną, nie chciałam im przeszkadzać, więc wróciłam znów do swojego pokoju i podeszłam do okna. 
Niepewnie wyszłam na balkon. Wcale nie tak wysoko. Miałam cholerny lęk wysokości, ale na tym balkonie było jakoś przyjaźnie i bezpiecznie. Wychyliłam się delikatnie zza barierkę, żeby móc lepiej obejrzeć ogród. Był bardzo piękny. Cudownie oddzielał dom od drogi, która była nieco ruchliwa. Fajnie mieć taką zieloną odskocznię w środku miasta. 
Nagle usłyszałam pisk opon i niemal nie dostałam zawału. Jakiś wariat jechał szalenie szybko swoim żarówkowo-pomarańczowym samochodem i ledwo zatrzymał się przed psem „przechodzącym” przez drogę. Że też tacy ludzie dostają prawko! A potem dziwić się wypadkom! 
Przewróciłam oczami i wróciłam na łóżko. Zmierzyłam sobie cukier i widząc że jak zwykle wszystko jest ok, zabrałam się za czytanie mojej ulubionej książki.  
***
Kolejne dni mijały dość szybko. Z racji tego, że nie znałam tu nikogo, większość czasu spędzałam w domu na rozmowach z mamą i panią Polą, czytaniu książek i opalaniu się przed domem – tak tak, pogoda czasem na to pozwalała. Kilka razy byłam też na mieście, rozeznałam się w pobliskich sklepach i stwierdziłam, że jest tu prawie jak w Polsce. Prawie. 
Nim spostrzegłam, nadszedł mój wielki dzień – pierwszy w nowej szkole. Wspominałam już, że cholernie się bałam? Bałam się czy dam radę z nauką, jak przyjmą mnie nauczyciele i co najważniejsze – koledzy. Oni znają się już od roku, a ja jak intruz wkroczę teraz na ich teren. Śmieszne, nie?
Od rana cholernie bolał mnie brzuch. Tak już miałam, że cały mój stres kumulował się właśnie w tej części ciała. Nie jedząc śniadania, zrobiłam sobie delikatny makijaż, ubrałam się w białą bluzkę i czarną spódnicę – jedyną jaką miałam, nienawidzę spódnic – i ruszyłam w kierunku szkoły. Budynek, do którego zmierzałam, znajdował się jakieś 3 km od mojej kamienicy. Spokojnie doszłabym tam pieszo, gdyby nie fakt że zachciało mi się szpilek. Zresztą też jedynych jakie miałam i przy okazji strasznie niewygodnych. Już po pierwszych kilku krokach czułam, że to będzie ciężka przeprawa. Poza tym, kto wpadł na pomysł, żeby chodniki wykładać brukiem? Musiałam iść poboczem i w kółko uważać, żeby nie skręcić za bardzo w bok i nie wejść pod jakiś samochód. Uwierzcie, że panowanie nad swoimi nogami, było w tym momencie prawie tak samo trudne, jak po alkoholu. Zacisnęłam zęby i nieco kaczkowatym krokiem ruszyłam dalej. Cholera, nie dam rady. Wrzasnęłam cicho i spróbowałam zrobić kolejny krok. Boże, jak boli! Czemu ta mama nie ma samochodu? I po cholerę kupiłam takie niewygodne szpilki? 
- Laska, podwieźć cię? – usłyszałam nagle za sobą czyjś głos. 
Jakiś chłopak uchylił szybę swojego samochodu i patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem. Miałam wrażenie, że już gdzieś widziałam ten samochód. 
- Dzięki, ale dam radę.
- Polemizowałbym – zaśmiał się.
Westchnęłam i przewróciłam oczami. Muszę wyglądać naprawdę zabawnie, skoro na mój widok zatrzymują się obcy ludzie. 
- No wsiadasz? – spytał ponownie, żując gumę. 
Spojrzałam na zegarek – dochodziła 10.15, a o 10.30 muszę być w szkole. Głupio się spóźniać. 
- Ale nie chcesz mi nic zrobić?
- Zastanowię się – uśmiechnął się szelmowsko.
Przygryzłam dolną wargę i niewiele myśląc wsiadłam do jego auta. Zapinając pasy, poczułam jego dłoń na moim kolanie.
- To jak kochanie, od czego zaczynamy? – spytał, oblizując wargi. 
Zrobiło mi się cholernie gorąco, a moje serce momentalnie przyśpieszyło. Co jeśli on naprawdę mi coś zrobi?
- Przecież żartowałem – zaśmiał się, zabierając dłoń z mojej nogi i przenosząc ją na kierownicę – Piotrek jestem, a ty?
- Wika. To znaczy Wiktoria – uśmiechnęłam się delikatnie, wciąż nie do końca mu ufając.
- Nie bój się mnie, serio nic ci nie zrobię. 
Nie wiedziałam co mam myśleć, ale wiedziałam, że lepszym rozwiązaniem byłoby pójście na pieszo. Choć trzeba przyznać, że ten cały Piotrek miał ładny uśmiech. 
- Mhm. Może ja się jednak przejdę? – zaczęłam niepewnie.
- Za późno – wyszczerzył się i ruszył z piskiem opon. Już wiem, gdzie widziałam ten samochód. 
- Zawsze zgarniasz laski z ulicy?
Cholera. Jak to zabrzmiało. 
- Tylko jeśli mają wystarczająco krótkie sukienki i wysokie szpilki – zaśmiał się i zlustrował mnie wzrokiem, na co ja się zaczerwieniłam. Wbiłam wzrok w swoje uda i starałam się trochę uspokoić. Nic mi nie zrobi. Podwiezie mnie tylko do szkoły. 
- Tak w zasadzie, to gdzie mam jechać? – spytał, przerywając ciszę.
- Do pobliskiej szkoły. Pojęcia nie mam co to za ulica.
- Też tam jadę, więc myślę że jakoś trafię.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Za cholerę nie wyglądał na licealistę. Miał dość męskie rysy twarzy, delikatny zarost i bujną, ciemną czuprynę. Dałabym mu co najmniej 20 lat. 
- Co się tak przyglądasz? – spytał z uśmiechem.
- Nie wyglądasz na licealistę.
- Bywa – uśmiechnął się szelmowsko i skręcił w boczną uliczkę – Jesteśmy – powiedział po chwili, parkując przy samym budynku szkoły.
Wysiadłam, grzecznie podziękowałam za podwózkę i kaczkowatym krokiem ruszyłam w kierunku wejścia. Ku mojemu zdziwieniu Piotrek nie szedł za mną. Ciekawe, czyżby nie szedł do szkoły? A może mnie po prostu oszukał? Zresztą czy to ważne. Oby na rozpoczęciu były krzesełka!

Cała ceremonia trwała jakieś pół godzinki. Musieliśmy wysłuchać przemówień pani dyrektor, przewodniczącego szkoły i życzeń typu „dobrych wyników w nauce” . Po wszystkim udaliśmy się do klas i mieliśmy spotkanie z wychowawcą. Moja wychowawczyni wyglądała całkiem sympatycznie, zresztą podobnie jak cała klasa. Podobało mi się, że wszystko odbywa się tu po polsku, dba się o polskie tradycje i generalnie jest tu jak w domu. Koledzy i koleżanki chyba mnie zaakceptowali, chociaż patrzyli się na mnie nieco dziwnym wzrokiem. Byłam w końcu nową sensacją. 
Kilkoro z nich podeszło do mnie, przedstawiło się, wymieniliśmy się numerami. 
Jedna z dziewczyn pochwaliła moje szpilki – szkoda, że nie zaproponowałam jej zamiany butów!
- Cześć, jestem Martyna – kiedy zbierałam się do wyjścia podeszła do mnie niska blondynka – Ale praktycznie wszyscy mówią na mnie Tyśka. 
- Hej, Wika – uśmiechnęłam się i podałam jej rękę. 
- Jak podoba ci się nowa szkoła?
- Jest ok, chociaż trochę się tu gubię – zaśmiałam się.
- Pomożemy ci. Naprawdę. W razie czego dzwoń – uśmiechnęła się i dała mi swoją wizytówkę, na której po angielsku było napisane: Martyna Nowak. Malarstwo współczesne. 
Spojrzałam na nią zdezorientowana, kompletnie nie wiedząc o co chodzi. 
- Maluję czasem – uśmiechnęła się, wyjaśniając mi wszystko – A matka się uparła, żeby zrobić mi reklamę. Materialistka – zaśmiała się i śmiesznie przewróciła oczami. 
Już polubiłam tę Tyśkę. Taka zwariowana artystka!
- Już nie mogę się doczekać, aż zobaczę twoje prace! 
- Serio? To wpadaj, kiedy będziesz miała ochotę, a najlepiej dziś. Zamówimy pizzę, obejrzymy film…  ja pokażę ci swoje „dzieła”. Co ty na to? 
- Chętnie, ale mama ma dziś rozmowę kwalifikacyjną i gdyby coś poszło nie tak….
- Musisz być w pogotowiu żeby podawać chusteczki? Znam to – zaśmiała się szczerze. 
- Właśnie. Zadzwonię na pewno, gdybym miała wpadać.
- Ok. Liczę na ciebie, będziesz pierwszym recenzentem mojego nowego obrazu!
Pogadałyśmy jeszcze chwilę, obiecałam jej że jeszcze w tym tygodniu do niej wpadnę i wyszłam ze szkoły.
Ptaki radośnie ćwierkały, a ja żałośnie wyłam z bólu. Byłam głodna i bolały mnie stopy.
Pierwszą czynnością jaką zrobiłam, było zdjęcie szpilek. Serio, wolałam już iść na boso. 
Nagle ni stąd ni zowąd, gdy ściągałam lewego buta, napatoczył się Piotrek.
- Co ty tu robisz? – spytałam, mocując się z obuwiem.
- Mówiłem ci już, kopciuszku. Chodzę do tej szkoły  – zaśmiał się i wyjął fajkę.
- Nie było cię na rozpoczęciu, prawda?
- Byłem, tylko trochę się spóźniłem. Byłem na szlugu. 
- Możesz tak palić przed samym wejściem? – spytałam, widząc że brunet niewiele sobie robi z tego, że wokół niego chodzą nauczyciele. 
- Mi wszystko wolno – parsknął i zaciągnął się jeszcze mocniej. – Podwieźć cię?
- Dzięki, na boso dojdę. 
- Ale zmarzną ci stopki.
- Poradzę sobie – zaśmiałam się i ruszyłam w kierunku bramy wyjściowej. Wolałam drugi raz nie narażać się na taki stres. 
- Jak chcesz, proponowałem – zaśmiał się w głos.
Co za pewny siebie dupek!
- Czekaj – powiedziałam jeszcze wracając się w jego stronę – Do której klasy chodzisz?
- Trzeciej. 
- Twoje szczęście – mruknęłam i definitywnie ruszyłam w drogę powrotną.
___________________________________________________________

Jestem nienormalna, dodaję rozdział po Sylwestrze. No nic, mam nadzieję, że już trochę oprzytomnieliście i przeczytacie oraz oczywiście skomentujecie! Na samym wstępie muszę Wam powiedzieć, że jestem leniem i bez motywacji w postaci komentarzy nie będę dalej pisać. To zajmie Wam tylko momencik! Liczę na Was :)
Buziaki! :*

P.S. Niech w tym roku spełnią się wszystkie Wasze marzenia! Zobaczycie, to musi być dobry rok! 

12 komentarzy:

  1. Siemka :D
    Wiesz, że kocham czytać to co ty piszesz co nie?
    Ta opowieść na pewno będzie świetna i już polubiłam główną bohaterkę, jest taka naturalna. Piotrek natomiast wydaje się zabawny. Fajna mieszanka.
    Czekam na kolejną część :D
    Mam nadzieję, że dodasz ją bardzo szybko :D
    Pozdrawiam
    Lili
    P.S U mnie też jest nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się bardzo ciekawie. Czekam na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, przybył pierwszy rozdział, więc przybyłam też ja :)
    Nie powiem, że nie, ładnie napisany... ale, czy szykuje się tu coś więcej? Powiem ci szczerze, że nie często zdarza mi się czytać o czym jest blog, zanim nie poznam jego treści, a na razie wydaje się, że będzie to opowieść obyczajowa, romans? A może się mylę? Tak, czy siak, zostaję na dłużej, bo jestem ciekawa, co tam dalej się wydarzy. Wika wydaje się ciekawą postacią, mam też wrażenie, że wiesz już, jak chcesz ją wykreować, a to jest bardzo ważne. Tekst spójny i logiczny, czyta się szybko i przyjemnie.
    Minoo
    Zapraszam też do mnie: healer-of-century.blogspot.com
    Jeszcze kilka uwag, za które - mam nadzieję - mnie nie znienawidzisz:
    1. "Żadna z nas nie spodziewała się jednak, że za tak małe pieniądze, uda nam się wynająć tak piękny – przynajmniej zewnątrz – dom." - powinno być "z zewnątrz".
    2. "- Jesteście już – drzwi otworzyła nam wyglądająca całkiem sympatycznie pani, na oko w wieku około 60 lat." - po "nam" powinien być przecinek. W opowiadaniach liczby zapisujemy słownie, chyba, że są liczebniki porządkowe, albo na przykład ogólnie pozwala się na cyfrowy zapis numeru mieszkań, itp.
    3. "- Cześć Wika! – w końcu moja przyjaciółka odebrała." - po "cześć" powinien być przecinek.
    4. "- Ja też. Muszę kończyć, pogadamy wieczorem na Skaypie. – zakończyłam " - a co tu robi ta kropka po "Skaypie"?
    5. "Nim spostrzegłam, nadszedł mój wielki dzień – pierwszy dzień w nowej szkole." powtórzenie słowa "dzień". Wystarczy, że po prostu usuniesz jeden z nich - najlepiej ten drugi, bo usunięcie pierwszego nie miałoby sensu ;)
    6. "Uwierzcie, że panowanie nad swoimi nogami, było w tym momencie prawie tak samo trudne jak po alkoholu. " - przed "jak" powinien być przecinek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za "wytknięcie" błędów. Cieszę się, że ktoś czytał z uwagą to, co napisałam.
      Już wszystko poprawiłam :)

      Usuń
  4. Hej!
    Zostawiłaś komentarz w spamie, więc pomyślałam "a co mi tam" i jestem:D Jak na razie wszystko się rozkręca, w końcu na początku trzeba przybliżyć postacie itd.
    Wika wygląda mi na osobę, która nie daje sobie w kaszę dmuchać. Stawia na swoim i nie obchodzi ją zdanie innych, chociaż jest miłą dziewczyną, racją?:D
    Piotrek..już go lubię. Widać, że nie jest taki do końca zły, w końcu nie pozwolił się biednej dziewczynie męczyć w tych szpilkach no i przy okazji był zabawny.
    Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się ich znajomość, bo czuję, że to nie było ich ostatnie spotkanie poza szkołą:)
    Życzę weny i pozdrawiam cieplutko;)

    W wolnej chwili zapraszam ;) loveeorfriendship.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Bardzo podobał mi się pierwszy rozdział :) Był świetny. Twoje opowiadanie czyta się z lekkością. Co do bohaterów, to bardzo polubiłam Wiktorię. Bardzo ciekawa postać. Niektóre jej teksty bardzo zabawne, a ta jej myśl z tym gorącym romansem, a później takie zaskoczenie kim jest ta osoba, to było naprawdę dobre i zabawne. Zdziwiło mnie jedynie, że Wiktoria zgodziła się i do szkoły pojechała z nieznanym kolesiem. No wiem... te szpile i jego zapewnienia, ale pewnie wiąże się to z dalszym rozwojem akcji. Czekam na ciąg dalszy. Na jej kolejne dni w nowej szkole, nawiązywanie przyjaźni z nowymi ludźmi i z Martyną. Na rozwój wydarzeń związanych z Piotrkiem, także czekam. Ogółem, już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. :)
    Pozdrawiam:)

    Zapraszam do siebie w wolnej chwili: http://ourangelsalwaysfall.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie się zapowiada. Nie mogę się doczekać kolejnej notki. Co ile będą nowe wpisy?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że uda mi się dodawać co tydzień, najpewniej w weekendy ;)

      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Powiem Ci tak, ogólnie na mega plus, zapowiada się ciekawie, ale nie jestem przyzwyczajona do pisania opowiadań trochę innym językiem, dlatego trochę mi to przeszkadzało, bo piszesz bardzo... potocznie :D Ale myślę, że to tylko i wyłącznie kwestia przyzwyczajenia :) Oby tak dalej! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział number one jest po prostu rewelacyjny. Chcę więcej i więcej. Mam nadzieję, że nie będziesz mnie tyle trzymała w niepewności i kolejny chapter pojawi się niebawem (np. jutro? :-P).

    OdpowiedzUsuń
  9. Opowiadanie zapowiada się na ciekawe.

    Fajnie, że kilka osób chciało się zapoznać z Wiktorią. Może niedługo będzie miała jakichś znajomych w nowej szkole.

    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział naprawdę dobry, miło się czyta :)
    Lubię dialogi a u Ciebie jest ich pod dostatkiem, mimo tego, może uda Ci się wpleść w kolejne teksty więcej opisów. Nie było by monotonnie :)
    Od strony gramatycznie jest już trochę gorzej:
    Wyłapałam kilka błędów. Najwięcej chyba było braków w przecinkach. Pojawiły się tez kolokwializmy. Dość często użyłaś słowa " cholernie". Na przyszłość postaraj się zastąpić jej czymś innym. Wyrazem mniej potocznym o takim samym natężeniu

    Zabieram się do dalszego czytania :)
    Pozdrawiam :)
    http://anja-sora.blogspot.com/

    Ps. Jak chcesz to mogę przesłać Ci (prywatnie) zdania, w których, moim zdaniem wtrąciło się małe gapiostwo :)

    OdpowiedzUsuń