wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 2

- Mamo, mogę iść na imprezę do Tyśki?
Postanowiłam wykorzystać dobry humor mamy, związany ze zdobyciem nowej pracy. Zostałam dziś zaproszona przez moją nową koleżankę na imprezę z okazji zakończenia wakacji, więc nie wypadało nie skorzystać. Sama byłam zaskoczona, że da się to wszystko zorganizować tak spontanicznie, tym bardziej nie dziwiłabym się ewentualnym wątpliwościom mojej mamy. Ale kto nie ryzykuje, nie pije szampana, prawda?
- Do kogo? – spytała z uśmiechem, przerywając na chwilę mieszanie sałatki.  
Całkiem serio, pierwszy raz widziałam ją taką szczęśliwą! Wcześniej bywała przygnębiona, sami wiecie czemu. 
- Do nowej koleżanki z klasy. Dzwoniła dziś do mnie, że robi małe przyjęcie z okazji rozpoczęcia roku. No wiesz, tak żeby nacieszyć się ostatnią chwilą wolności, pożegnać wakacje. No a ja przy okazji poznałabym trochę więcej osób… To jak, mogę iść?
- A wstaniecie potem do szkoły? 
- Mamo, dobrze wiesz, że jutro są jeszcze luzy. Poza tym mam dopiero na trzecią lekcję. No prooszę!
- Jasne, możesz iść – uśmiechnęła się i zaczęła tańczyć w rytm muzyki dobiegającej z radia. 
Rany, ktoś podmienił mi mamę! Nie poznawałam tej kobiety! A gdzie wykład, żebym wróciła przed 24, nie piła alkoholu, nie wracała sama po nocy? 
- A daleko mieszka ta Tyśka? – rzuciła jeszcze po chwili.
- Niedaleko. Odprowadzi mnie, nie będę szlajać się po nocy – odpowiedziałam z uśmiechem, nie chcąc aby mama zdecydowała się jednak spytać o coś jeszcze. - To lecę się szykować! 
- Leć, leć. Tylko ubierz się ładnie!
Czy ta kobieta w kuchni to na pewno moja mama?

Wbiegłam z impetem do mojego pokoju i otworzyłam szafę. Rany, w co ja się ubiorę?
Przyłożyłam do siebie czarną, elegancką bluzkę i przejrzałam się w lustrze wiszącym na ścianie. Zdecydowanie za sztywno to wygląda. Brakuje jeszcze tylko dużego wisiora i dwunastocentymetrowych szpil i mogę lecieć na imprezkę rodzinną. 
Wrzuciłam ją z powrotem do szafy i dla kontrastu wyjęłam czarny T-shirt. Nie, to znów zbyt na luzie. Jeszcze do tego pieszczocha na rękę i glany na nogi i mogę lecieć na koncert! 
Tak w zasadzie, to czy ja wszystko musiałam mieć czarne? W tym momencie zaczynałam żałować, że tak bardzo lubię ten kolor. 
Wygrzebałam w końcu białą bokserkę, krótkie jeansowe spodenki  i grafitowy, cienki sweterek. Chyba tak będzie ok. Nie będę wyglądać ani jak wesoła wdówka, ani jak zbuntowana rockmenka.   
Zadowolona z siebie pognałam do łazienki, aby zrobić sobie makijaż. Nigdy nie lubiłam nakładać na siebie tony tapety, ale delikatne kreski, mascara i puder na twarzy były dla mnie codziennością. Pamiętam jak zaczęłam się malować, jakieś dwa lata temu i mama zrobiła mi z tego powodu straszną awanturę. Płakałam całe popołudnie, bo wszystkie koleżanki chodziły na przerwach poprawiać swoją tapetę, a ja stałam z boku jak szara myszka. Od tamtego czasu sporo się zmieniło, a co było w tym wszystkim najcudowniejsze – poprawiłam kontakty z moją mamą. W tym momencie mogłam śmiało powiedzieć, że byłyśmy prawie przyjaciółkami. Nie wiem czy powiedziałabym jej o wszystkich moich sprawach, ale wiedziałam że kiedy się jej wygadam, robi mi się dużo lżej na duszy. Nie wiem czy znacie to uczucie, w każdym razie cholernie pomaga. 
Po kilkunastu minutach byłam już gotowa do wyjścia. Nigdy nie rozumiałam tych dziewczyn, które szykowały się godzinami, żeby potem w trakcie trwania imprezy popsuć sobie fryzurę, rozmazać makijaż i złamać starannie doklejane tipsy. To było według mnie chore. Ja zdecydowanie stawiałam na naturalność. 
Jeszcze jedna czynność i mogę wychodzić. Cukier. Pewnie wydaje się wam, że to bardzo boli, ale to naprawdę nic strasznego. Musiałam wykonywać takie mini badanie glukometrem przed każdym posiłkiem . Wiedziałam, że u Tyśki będzie grill, więc wolałam zrobić to teraz, niż przy obcych ludziach. Dzięki latom wprawy, zajmowało mi to dosłownie minutkę. 
Zadowolona z siebie udałam się do przedpokoju w celu założenia butów. Stały przede mną dwie pary – balerinki oraz szpilki. Myślę, że wiecie jaki był mój wybór. 
- Nie zakładasz szpilek? – w przedpokoju pojawiła się nagle moja mama.
- Nie, mam ich dość. Wolę już, żeby moje nogi wyglądały jak parówki, ale bez zadrapań – wyszczerzyłam się i założyłam baletki. 
- Jak chcesz. O której wrócisz?
- Hm, nie wiem. Nie chciałabym wychodzić tak pierwsza, a nie mam pojęcia ile tu trwają imprezy. Obiecuję, że przed północą będę. 
- No dobrze, dobrze. Będę dzwonić w razie czego. Baw się dobrze, skarbie. Tylko pamiętaj, nie pij, bo ci nie wolno. 
No właśnie. To był kolejny minus mojej choroby. Co prawda wiedziałam, że cukrzycy mogą pić, tylko z głową, zawsze jednak pozostawał jakiś strach. Wiecie, zawsze boimy się nieznanego, analizujemy możliwe konsekwencje. W moim przypadku napicie się zbyt dużej ilości alkoholu, mogłoby skutkować nie tylko upiciem się, ale poważnymi konsekwencjami dla zdrowia. Nigdy w życiu nie miałam w ustach alkoholu, więc nie wiedziałam ile mogę wypić. Wolałam odwlec jeszcze trochę moment, w którym się dowiem. 
- Wiesz, że nie piję – uśmiechnęłam się delikatnie, zakładając na ramię torebkę. 
- Wiem, kochanie. Ufam ci, pamiętaj – powiedziała i pocałowała mnie delikatnie w policzek – Idź już bo się spóźnisz.
- Pa – pożegnałam się i wyszłam z kamienicy, tylnym wejściem, które należało tylko do nas. 

Na dworze panowała piękna pogoda, idealna zarówno na spacer, jak i na grilla. Pogratulowałam sobie w duchu wyboru obuwia, bo dzięki temu nie musiałam przejmować się niczym, oprócz tego, kogo spotkam na imprezie. Po dziesięciu minutach spaceru dotarłam na miejsce. To co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Moim oczom ukazał się bardzo nowoczesny dom, wyglądający jak z pierwszych stron katalogów. Stanęłam przed metalową furtką i poczułam się, jakbym miała zaraz wchodzić na audiencję do jakiegoś prezydenta. To na pewno tu? Wszystko wyglądało tak bajecznie. Niemal cały budynek był oszklony, a na górze wokół całego domu znajdowały się balkony. Pamiętam, jak któregoś dnia, przechodząc tędy, zastanawiałam się kto tu mieszka. Kto by pomyślał, że to moja koleżanka z klasy? 
Nacisnęłam guzik domofonu, który zapewne kosztował więcej niż wynosi miesięczna pensja mojej mamy, i cierpliwie czekałam. 
- O, Wika! Już jesteś – moim oczom ukazała się roztrzepana, niziutka blondynka, która nijak nie pasowała mi do tego miejsca. Otworzyła mi furtkę i zaprosiła na podwórko.  
- Postanowiłam, że przyjdę trochę wcześniej i ci pomogę. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
- Skądże, ale już wszystko gotowe – wyszczerzyła się, pokazując automatycznego grilla, znajdującego się na zewnątrz, oraz oszklony stół, zastawiony naczyniami.  Sądząc po ilości talerzyków, miało tu przyjść co najmniej pół szkoły… 
- Rany. Piękny dom – powiedziałam zachwycona.
- Daj spokój. Nawet nie wiesz, jak się męczę w tym luksusie. 
Zaśmiałam się z grzeczności, ale w duchu strasznie jej zazdrościłam. Nie była to rzecz jasna zawiść, ale zwykła ludzka zazdrość. W końcu ona miała wszystko, a ja miałam niewiele. Miałam prawo poczuć ukłucie w sercu, prawda? 
- Zaprosiłaś całą klasę? – spytałam, wskazując na stół.
- Nie całą, ale wpadnie też kilka osób spoza klasy. Mam nadzieję, że nie będziesz czuć się nieswojo?
- Póki co nawet nie wiem, kto jest kto, więc jest mi wszystko jedno – uśmiechnęłam się, podchodząc do grilla – Może zacząć już coś robić? 
- Poczekaj, tym zajmiemy się później.
- Jak chcesz. To twój piesek? – spytałam, wskazując na biszkoptowego goldena, który biegł w moim kierunku.
- Tak. Kocham zwierzęta i chyba tylko one ratują mnie przed tym, żeby tu nie zwariować – zachichotała, głaszcząc swojego pupila. – Kama, to jest Wiktoria, idź się ładnie przywitaj.
Pogłaskałam z grzeczności psa, który wyglądał jak z opakowania papieru toaletowego. Nie przepadałam za zwierzętami, ale psy dosyć lubiłam. Popatrzyłam na swoje mokre od śliny dłonie i uśmiechnęłam się na wspomnienie mojego psa.  Był taki piękny!
- Dobra, dosyć tych czułości! Chodź, pokażę ci dom. Jeśli oczywiście chcesz. 
- Głupie pytanie – zaśmiałam się i weszłam do środka, zaciągnięta przez Tyśkę. 

Jeśli wcześniej myślałam, że ten dom z zewnątrz wygląda bajecznie, chyba upadłam na głowę. Wnętrze było jeszcze piękniejsze. Serio. Nie wiem, czy było to w ogóle możliwe, ale poczułam się jak bogacz. Oglądaliście czasem jakieś amerykańskie telenowele, w których bohaterowie mieszkali w willach? Właśnie poczułam się, jakbym grała w takim serialu. Dół domu, był jednym wielkim salonem, z plazmą na niemal całą ścianę i ogromnym aneksem kuchennym. Chyba nie muszę mówić, że wyglądał bogato. Dalej znajdowała się siłownia, jacuzzi i sauna. O kurczę. 
- Chodź, zaprowadzę cię na górę. Tutaj nie ma nic ciekawego – zaśmiała się Tyśka i pociągnęła mnie na schody. 
Aż się bałam pomyśleć co zastanę na górze, skoro to tutaj nie było ciekawe. 
Ku mojemu zaskoczeniu, góra domu była całkiem normalna. Okej, była bogata, ale nie było w niej nic niezwykłego. Tyśka wprowadziła mnie jednak do swojego pokoju. Moim oczom ukazała się… pracownia plastyczna. Tak, właśnie. Dla mnie to nie był pokój, a pracownia plastyczna, pośrodku której stało łóżko i klatka z chomikiem. 
- Wygląda tak… inaczej – uśmiechnęłam się delikatnie. 
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, a milczeć zdecydowanie nie wypadało. 
- Nie tak bogato, no nie? Ja naprawdę doceniam, to że moi rodzice mają dużo kasy, ale czasem to naprawdę męczy. Wtedy zamykam się w pokoju i po prostu maluję – urwała na chwilę, szukając czegoś w schowku – Ostatnio pracuję nad tym – dokończyła w końcu, pokazując mi obraz, na którym znajdował się jakiś krajobraz. 
Usiadłam na jej łóżku, uważnie przyglądając się temu, co mi pokazywała. Coś mi to przypominało…
- Czy to nie jest przypadkiem Kraków? – powiedziałam w końcu.
- Poznałaś?! Jak?  Tak, to jest Kraków! Mieszkałam tam przez trochę i ostatnio zebrało mnie jakoś na wspomnienia. Nie umiem odtworzyć wszystkiego z pamięci, ale trochę zaimprowizowałam i odtworzyłam widok z mojego okna. Naprawdę był cudowny. W oddali widziałam cały Wawel… Ale zaraz, zaraz, nie mów że ty jesteś z Krakowa?
Uff, obyło się bez gafy. 
- Tak się jakoś złożyło – wyszczerzyłam się.
- Nie żartuj! – pisnęła z podnieceniem – Jakim cudem się nie spotkałyśmy? 
- Wiesz, Kraków to duże miasto…
- No tak… Poza tym wyprowadziłam się jakieś pięć lat temu, byłam jeszcze dzieciuchem i nie wychodziłam sama z domu dalej niż przed blok– zachichotała - Ale nie uważasz, że to mimo wszystko zadziwiające? Jesteśmy z tego samego miasta! To znaczy ja urodziłam się w Warszawie… Ale mieszkałam w twoim mieście! Dlaczego się tu przeprowadziłaś?
Rany, ile ta dziewczyna mówiła! Spokojnie Wika, przeanalizuj wszystko, odpowiedz inteligentnie. 
- Rodzice się rozwiedli i mama przyjechała tu w poszukiwaniu pracy – powiedziałam ogólnikowo, nie chcąc póki co wchodzić w szczegóły. 
- Ah, no tak. Mówiłaś. I jak, mama dostała tę pracę?
- Tak, będzie pracować jako pomoc w restauracji. Kocha gotować. A ty, czemu tu przyjechałaś?
- Dokładnie z tego samego powodu. Mama znalazła tu pracę i nowego męża – Anglika. John jest biznesmenem i teraz jesteśmy jakby bogate – uśmiechnęła się znowu. Tej dziewczynie uśmiech wprost nie schodził z twarzy!
Jestem pewna, że spokojnie mogłybyśmy przegadać jeszcze kilka godzin, ale właśnie nadeszli pierwsi goście, więc byłyśmy zmuszone przełożyć pogawędkę na kiedy indziej. Po rozmowie z gospodynią zrobiłam się jakby spokojniejsza, więc bez drżących nóg, zeszłam z nią na dół. 
Tyśka przedstawiła mnie swoim znajomym i muszę przyznać, że wyglądali oni naprawdę sympatycznie. Ku mojemu zaskoczeniu, na imprezie znajdowało się więcej chłopaków niż dziewczyn… Początkowo trochę mnie to krępowało, ale później się przyzwyczaiłam i muszę przyznać, że z płcią przeciwną również można pogadać. Po pierwszej godzinie imprezy, podeszła do mnie gospodyni.
- Kurczę, nie ma jeszcze jednego gościa. Jak zawsze musi się spóźnić. Piwka? – spytała podając mi puszkę.
- Nie, dzięki. Nie piję – uśmiechnęłam się. – Co to za gość?
- Mój kuzyn. Bardzo fajny chłopak, ale chodzi własnymi ścieżkami i nie liczy czasu – zachichotała – Na pewno się nie napijesz? Jedno piwo to nie alkohol. 
- W sumie to… czemu nie – przygryzłam dolną wargę i niepewnie wzięłam do ręki puszkę. 
Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Poza tym umówmy się – jedno piwo to naprawdę nie grzech. Nawet nie poczuję, że coś piłam. 
- I jak? – spytała, widząc że wzięłam pierwszy łyk. – Smakuje?
- Niedobre jak cholera – zachichotałam. 
- Ale cudownie działa! Zobaczysz, rozluźnisz się. No chyba, że chcesz coś mocniejszego? 
- Zwariowałaś. Nie chcę przeholować za pierwszym razem…
- Mhm, jasne. Rozumiem cię. O, jest nasza zguba! – krzyknęła, widząc bruneta, idącego w naszą stronę. Najwidoczniej musiał mieć swoje klucze do tej „twierdzy”. 
Cholera, czy ja dobrze widzę? Czy to piwo tak na mnie podziałało i mam halucynacje? Nie mówcie mi, że Piotrek jest kuzynem Martyny! Przeczesałam palcami włosy i nerwowo zacisnęłam wargi, czekając na rozwój sytuacji. 
- Wiktoria, poznaj Piotrka. Piotrek to Wiktoria, moja nowa koleżanka z klasy – Martyna przedstawiła nas sobie, kompletnie o niczym nie wiedząc. 
- My się już znamy – mruknął i uśmiechnął się szelmowsko. 
- Tak. Niestety – bąknęłam i wzięłam kolejny łyk piwa. 
- Naprawdę? W takim razie zostawiam was samych, bo wołają mnie, żeby włączyć muzykę – zachichotała i ulotniła się gdzieś w domu. 
Co za perfidna dziewczyna! Dam sobie rękę uciąć, że chciała nas zeswatać. 
- A więc chodzisz z moją kuzynką do klasy – zaczął, przerywając niezręczną ciszę. 
- Tak wyszło. W życiu bym nie pomyślała, że jesteś kuzynem Tyśki. 
- Czemu? Nie mów, że nie jesteśmy podobni? – zaśmiał się i śmiesznie przeczesał palcami włosy. 
Zachichotałam, czując że piwo zaczyna na mnie działać. Zaczynałam się robić trochę bardziej… wyluzowana. 
- No dobra, trochę jesteście. Nie znam was dobrze, ale obydwoje wydajecie się zakręceni. 
- Ja chyba bardziej. Martyna to przy mnie geniusz organizacji!
- Mhm, może masz rację. Jesteście bliską rodziną?
- W miarę daleką, ale często się spotykamy, bo jesteśmy mniej więcej w podobnym wieku. Poza tym moja kuzynka organizuje najlepsze imprezy w mieście!
- Chyba masz rację - zachichotałam – Jest naprawdę fajnie. 
Chłopak uśmiechnął się i zlustrował mnie wzrokiem, śmiesznie przechylając przy tym głowę. Wyglądało to tak, jakby oglądał jakąś rzecz na sprzedaż i poważnie zastanawiał się nad jej kupnem…
Zrobiło mi się trochę głupio, więc stwierdziłam, że niedługo czas się od niego „odczepić”.
- Nie wierzę, że między wami jest tylko rok różnicy – zaczęłam w końcu. 
- I słusznie, bo jest „aż” 3 lata – wyszczerzył się. – Jestem w trzeciej klasie, ale to dlatego, że nie zdało mi się raz… i potem jeszcze raz – zamyślił się. – Ale więcej razów nie będzie! W ogóle to ciekawska z ciebie dziewczyna!
- A z ciebie pewny siebie chłopak – mruknęłam. No pięknie, nie dość że amant, to jeszcze nieuk. Kurczę, zabrzmiałam jak własna matka.  - Pójdę potańczyć – dodałam po chwili, słysząc muzykę dobiegającą z domu i zostawiłam bruneta samego. Nie mieliśmy wspólnych tematów, więc bez sensu było na siłę przedłużać rozmowę. 
Zadowolona z siebie weszłam do salonu, po drodze wyrzucając pustą już puszkę po piwie. Byłam z siebie dumna. Po raz pierwszy w życiu napiłam się alkoholu i po raz pierwszy w życiu inteligentnie spławiłam kolejnego dupka. 
Czułam, że trochę kołuje mi się w głowie, weszłam więc pomiędzy ludzi, żeby nie było widać że się chwieję. Właśnie leciał jakiś utwór Shakiry, poruszałam więc biodrami i rękoma w rytm muzyki, czując się jak na wakacjach. Było już całkiem ciemno, mogłam więc poczuć się zupełnie swobodnie. Kochałam tańczyć! Nagle jakiś chłopak złapał mnie od tyłu w pasie i zaczął pocierać biodrami o mój tyłek.
- Ej, koleś. Ogarnij się – powiedziałam stanowczo, odwracając się do niego. 
Nie byłam aż tak wstawiona, żeby mi to nie przeszkadzało. 
- Dobra, przepraszam. Nie chciałem nic złego – uśmiechnął się i uniósł ręce w geście przeprosin. 
Chyba wypił trochę więcej niż ja. 
- Żeby mi to było ostatni raz – zachichotałam i wróciłam do tańca. 
Bawiłam się naprawdę cudownie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tyle wytańczyłam! Skusiłam się na jeszcze jedno piwo i niemal nie schodziłam z parkietu. Pod koniec imprezy zaczęto puszczać wolniejsze piosenki. Każdy był już trochę zmęczony, poza tym wszystkim parom zaczęło się zbierać na czułości. Jakiś chłopak, podszedł do mnie, widząc że siedzę sama na kanapie i poprosił mnie do tańca. 
- Ja już w zasadzie powinnam iść – odpowiedziałam mu z uśmiechem, patrząc na wyświetlacz telefonu. Było już grubo po dwudziestej trzeciej, a ja obiecałam że będę w domu przed północą. 
- Jeden taniec nie zaszkodzi – uśmiechnął się do mnie i zrobił smutną minę – Proszę. 
- No dobra. Ale tylko jeden i spadam – zachichotałam i podniosłam się z kanapy. 
Już nie kręciło mi się w głowie, całkowicie panowałam więc nad sytuacją i trochę bałam się tego tańca. Nigdy nie lubiłam przytulańców, tym bardziej z obcymi ludźmi. Na dyskotekach szkolnych i weselach, zawsze w takich momentach szłam do toalety, albo za stół, a teraz nie miałam gdzie uciec. 
Chłopak złapał mnie w pasie i położył głowę na moim ramieniu. Trochę śmierdział alkoholem, ale zdecydowanie nie był pijany. 
Odwzajemniłam uścisk i delikatnie zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. 
- Jak masz na imię? – mruknął mi do ucha. 
- Wiktoria. A ty? 
- Michał. Masz piękne imię – powiedział, a w jego głosie było słychać, że ze mną flirtuje. 
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i wróciłam do tańca.
Opierając się o ramię Michała, miałam doskonały widok na inne pary. Widziałam, że Tyśka również tańczy z jakimś chłopakiem, a Piotrek…trudno nazwać to, co on robił. „Tańczył” z jakąś brunetką, trzymając dłonie na jej pośladkach i całując ją w szyję. Ciekawe czy to była jego dziewczyna, czy może traktował tak każdą? W każdym razie, to nie była moja sprawa. Po zakończonej piosence, Michał pocałował mnie w dłoń, dziękując za taniec. To było cholernie miłe. Już dawno żaden chłopak nie zachował się w stosunku do mnie tak bardzo w porządku. Wymieniliśmy się numerami i zaczęłam zbierać się do wyjścia. 
- Tysia, ja już idę – powiedziałam, widząc gospodynię. 
- Żartujesz, impreza się dopiero rozkręca! – odpowiedziała z uśmiechem. 
- Następnym razem zostanę dłużej, obiecuję. Jutro pierwszy dzień w nowej szkole i w ogóle… Obiecałam mamie…
- No dobra, trzymam za słowo. Widziałam, że wpadłaś w oko Michałowi… - uśmiechnęła się znacząco.
- Daj spokój, tylko tańczyliśmy – zaczęłam i czując jak moje policzki robią się czerwone, pocałowałam ją w policzek na pożegnanie i wyszłam z domu. 
Tyśka mi chyba nie uwierzyła… 
Trudno. Ja i tak wiem swoje. 
To tylko kolega. 
Bardzo miły kolega. 
Wiktoria, ogarnij się! Dopiero go poznałaś!
Nocny spacer zdecydowanie nie był miły. Na ulicach nie było już nikogo, a nawet uliczne latarnie świeciły jakby z mniejszą mocą. Cholera, mogłam poprosić tego Michała żeby mnie odprowadził. Chociaż może lepiej nie, bo jeszcze pomyślałby sobie Bóg wie co...
Swoją drogą z tego Piotra to jeszcze większy dupek niż myślałam. Całe szczęście, że ja mu się nie podobam… Gdyby on tak położył ręce na moich pośladkach… Fu. Wolę nie opisywać wam szczegółów, co bym mu zrobiła. Po kilkunastu minutach doszłam do domu. Była za pięć północ, można więc powiedzieć że byłam o czasie. Miałam nadzieję, że mama  mimo wszystko już śpi, bo mogłaby wyczuć, że coś piłam. Chociaż, żeby nie było - absolutnie nie czułam się pijana!
Na paluszkach weszłam tylnym wejściem i udałam się w kierunku mojego pokoju. Mama już chyba spała…
- Jestem – szepnęłam w razie czego i udałam się do pokoju. 
- Śpij dobrze – usłyszałam szept z sypialni mamy. 
Czyli jednak tak jak myślałam – czuwała dopóki nie wrócę. Kochana mama! 
Przebrałam się w piżamę, odświeżyłam się i rzuciłam się na łóżko. Byłam cholernie zmęczona, a jutro musiałam wstać o siódmej…  Na samą myśl o szkole robiło mi się niedobrze. 

„To był miły wieczór. Dziękuję J” 

Dostałam smsa od Michała, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. 

„Ja też dziękuję, było naprawdę fajnie. A teraz dobranoc.”

Odpisałam i nie czekając na odpowiedź, zasnęłam jak niemowlak.  
To był naprawdę zwariowany dzień.

_________________________________________________
Na pocieszenie, że jutro szkoła, przybywam z następnym rozdziałem!
Wiem, że miałam dodać dopiero w weekend, ale mam nadzieję że się nie obrazicie :)

Przepraszam, że wyszedł trochę nudnawy, ale sami rozumiecie - to dopiero początek! Obiecuję, że Wiktoria się rozkręci! I będzie miała jeszcze trochę do czynienia zarówno z Michałem, jak i Piotrem... Ale ćśś! Nic więcej nie powiem!
Komentujcie, bo to dla mnie najlepsza motywacja! Kiedy wiem, że mam dla kogo pisać, robię to z ogroomną przyjemnością!
A teraz idę powoli ogarniać się na jutro...
Buziaki :* 

7 komentarzy:

  1. Fajnie, że Wiktoria poszła na imprezę do Martyny. Mogła tam poznać więcej osób z nowej szkoły.
    No i Wiktoria wypiła pierwszy raz alkohol. Kiedyś ten pierwszy raz byc musiał.
    Coś tak myślę, że ten Michał zakocha się w Wiktorii. A jak do tego wszystkiego wmiesza się Piotrek to może być ciekawie.

    Czekam na kolejny rozdział, bo jestem ciekawa co dalej.
    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam swoją własną teorię spiskową - wszyscy (chłopacy) prędzej czy później zakochają się w Wiktorii.
    Jestem ciekawa co będzie dalej, czekam na następny rozdział c;
    Zobaczymy jak wszystko się rozwinie.

    http://niemozliwezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Wybacz "małe" opóźnienie xd
    Fajnie, że mama znalazła pracę, może powoli zacznie się układać.
    Dobry pomysł z tą imprezą. Przede wszystkim można poznać nowych ludzi, co w jej przypadku było konieczne, będzie jej raźniej w nowym mieście;)
    No i poznała Michała:) Bardzo sympatyczny chłopak i zupełne przeciwieństwo Piotrka. Różnice między nimi można wymieniać w nieskończoność.
    Chyba bardziej jestem za tym, by kontynuowała swoją znajomość z Michałem, jednak znając życie będzie ją ciągnęło do Piotrka. Dziewczyny już takie są - do tych "niegrzecznych" je ciągnie, a z tymi ułożonymi się przyjaźnią xd Chyba, że Wiki będzie "inna";)
    Pozostaje mi czekać na kolejny;)
    Miłego dnia!;*

    Zapraszam! loveeorfriendship.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta impreza to fajny sposób na poznanie nowych ludzi, ale mi wydaje się trochę naciągany. No bo dopiero przyjechała i już balanguje? Ja bym tak nie potrafiła xD
    Co do teorii spiskowej, która pojawiła się w komentarzu - nooo, to by się dopiero wtedy działo. Utworzyłaby się nam istna komedia grecka, albo może jednqk tragedia.
    Coraz bardziej lubię postać Wiktorii (wybacx, nie umiem nazywać jej Wiki) i jestem ciekawa, jak dalej potoczy się jej życie.
    Jestem jednak ciekawa, czy masz zaplanowaną fabułę? Miejsce, w którym wszystko ma się skończyć? Do którego wszystko zmierza?
    Minoo
    healer-of-century.blogspot.com

    P.S.
    U mnie rozdział 2.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiktoria przebywa w Londynie już ładnych parę dni :) Wzmianka o tym znajduje się w pierwszym rozdziale, bez sensu było opisywać nudne chwile.
      Co do fabuły. Bardzo bym chciała, żeby nie było to kolejne opowiadanie z serii "pustych". Mam w głowie zarys, na podstawie którego chciałabym pociągnąć tą historię, ale czas pokaże czy uda mi się ją w ogóle skończyć.
      Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Szybko pochłonęłam całość. Kolejny przyjemny i ciekawy rozdział. :)
    W pewnym momencie rozmyślałam nad poprawną forma wyrazu. Mianowicie : "Glukometr" czy " Gleukometr"?
    No, ale to tylko takie moje małe rozważania.

    Postaram się jeszcze dziś nadrobić dwa pozostałe rozdziały :)

    Pozdrawiam.
    http://anja-sora.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń