- Kurwa, nie będziesz mi mówić co mam robić!
- A ty nie będziesz na mnie krzyczał!
- Tak? Wredna suko, a gdybym cię zaczął bić, co byś zrobiła?
- No proszę, uderz mnie. Śmiało!
To był pierwszy obraz, jaki stawał mi przed oczami, kiedy myślałam -
„dzieciństwo”. Stałam za drzwiami z oczami pełnymi łez. Tak było niemal
codziennie. Rodzice kłócili się o byle co, w domu panowała nerwowa atmosfera, a
ja zawsze miałam wrażenie, że to wszystko moja wina. Czy to faktycznie było
przeze mnie? Nie wiem. Wiem jedno -
wychowałam się na tym. Wychowałam się w krzyku, gniewie, żalu. Wychowałam się w
nerwówce.
- W życiu nie ugotowałaś obiadu, buntujesz Wiktorię przeciw mnie i jeszcze masz
czelność mieć jakieś pretensje? Z kim ci byłoby lepiej? Kto dałby ci tyle ile
daję ci ja?
- Pieniądze to nie wszystko.
- To czego ty jeszcze chcesz, suko?
Miłości – mówiłam sobie po cichu. Wiedziałam, czego pragnie moja mama.
Wiedziałam jak bardzo cierpi!
- Nie będziemy dalej dyskutować. Choroba Wiktorii to też twoja wina!
- Moja wina? Czy ty siebie w ogóle słyszysz?
- To ty wpędziłaś ją w to gówno!
Tak, miałam cukrzycę. Niby niezbyt groźna, ale cholernie uciążliwa choroba. W
kółko musiałam pilnować poziomu mojego cukru, brać tę pieprzoną insulinę,
uważać na to co jem. Czemu na nią zachorowałam? Tego nie wie nikt. Wyszło w
badaniach, kiedy miałam 7 lat. Tak po prostu. Ale na pewno mama nie była winna
mojej chorobie!
- Nie spędzę tu ani minuty dłużej. Do widzenia – krzyknął tata i wyszedł
trzaskając drzwiami.
Pewnie znów poszedł do jakiegoś baru się napić. Potem wróci i będzie
przepraszał…
- Ale Darek… - powiedziała mama i wyszła z pokoju, przez drzwi za którymi
stałam.
Odkryła mnie. Jak zwykle. Wiedziała, że zawsze słucham ich kłótni.
- Chodź tu dziecko – szepnęła i jak zwykle cichutko płacząc wtuliła mnie w
swoje piersi.
- Wiktoria, do jasnej cholery, pakuj
szybciej te walizki! – krzyknęła mama patrząc na mnie oczami pełnymi łez.
- Musimy wyjeżdżać? – spytałam smutno.
- Nie denerwuj mnie. Wiesz jaka jest sytuacja – ucięła i wrzuciła do walizki
kolejny ciuch.
Jak już wiecie, mam na imię Wiktoria i mam 16, no dobra prawie 17 lat. Ojciec
odszedł od nas jakieś pół roku temu, tym razem już chyba na dobre. Mieszkałam
razem z mamą w Krakowie, w małej kawalerce, bo ojciec zabrał nam dom. Nie
widziałam go od czasu ich rozstania. To znaczy ojca. Domu zresztą też. Było nam
cholernie ciężko. Ledwo wiązałyśmy koniec z końcem, brakowało na czynsz, mama pracowała
jako sekretarka za nędzne pieniądze, a ja dostawałam jakieś śmiesznie małe
alimenty od „kochanego tatusia”. Ale
wiecie co? Nie żałowałam, że odszedł. Przynajmniej był spokój, mama zaczęła się
uśmiechać, a ja zrobiłam się trochę spokojniejsza. Jedynym minusem tej całej
sytuacji było to, że musiałyśmy się wyprowadzić… Nie, nie do Warszawy czy do
Torunia. Nie do Gdańska czy Zakopanego… Do Londynu. Rozumiecie to? Musiałam
opuścić moją ukochaną Polskę! Musiałam opuścić moich przyjaciół! Z jednej strony byłam bardzo ciekawa jak tam
jest, ale z drugiej strony cholernie się bałam. Bałam się nowego języka, bałam
się czy odnajdę się w nowej szkole, bałam się czy mama znajdzie pracę i czy będziemy
miały za co żyć…
- Wikuś, zrozum dziecko. Musimy – szepnęła mama i przytuliła mnie dokładnie
tak, jak robiła to zawsze po kłótniach z ojcem. Wiedziała, że się boję.
- Damy radę – powiedziałam i poklepałam ją po plecach.
Sama nie byłam tego pewna, ale zdawałam sobie sprawę, że jestem jedyną ostoją
mojej mamy.
Jestem jej kochaną Wikusią, która pomimo wszystkich przeciwności losu musi być
silna.
Jeszcze raz spojrzałam na nasze mieszkanie, upewniłam się że wszystko wzięłam i
niechętnie wyszłam za drzwi. Zeszłam schodami w dół i wyszłam z blokowiska. Był
sierpniowy poranek, słońce świeciło mi twarz, a ptaki śpiewały jak oszalałe.
Idealna pogoda na zmianę życia, no nie?
- Gotowa? – spytała mama, zamykając drzwi od klatki schodowej.
- Gotowa – powiedziałam i wzięłam głęboki oddech, patrząc ostatni raz na
otoczenie bloku.
Wsiadłyśmy do taksówki, udałyśmy się w kierunku lotniska i po długim
oczekiwaniu i odprawie wsiadłyśmy w samolot.
Byłam silna. Wiedziałam to. Chociaż życie mnie nie oszczędziło.
___________________________________________________________
Totalnie spontanicznie napisałam taki oto prolog. Jak Wam się podoba? Pisać dalej? :)
no pewnie, ze pidac! Pomysl sam w sobie jest bardzo ciekawy, mam tylko nadzieje, ze sprawnie rozwiniesz fabule . Takie dziecinstwo, jakie miala Wiktoria jest mi na szczesvie obce. Szkoda mi jej, nawet nie potrafie sobie wyobrazic co musiala czuc. Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nowy rozdzial
OdpowiedzUsuńwww.nim-ci-zaufam.blogspot.com
Dziękuję za reklamę swojego blogu u mnie. Dzięki temu miałam możliwość przeczytać tak świetny prolog. Mocny start. Naprawdę. Niezły prolog. Krótki, taki jak lubię. Opisuje mniej więcej o czym będzie historia. Już nie mogę doczekać się pierwszego rozdziału. Oczywiście, że pisz dalej. Będę czytać. Na pewno. Już nie mogę się doczekać dalszych losów Wiktorii. Czy odnajdzie się w nowym otoczeniu? Czy da sobie radę? Jak będzie to wszystko teraz wyglądać? Dopiero prolog, a już pojawiło się tyle pytań. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę dużo weny i szczęśliwego nowego roku :)
A w wolnej chwili zapraszam do siebie: http://ourangelsalwaysfall.blogspot.com/
JEstem ciekawa jak dalej poprowadzisz tę historię, dlatego zostanę na dłużej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie,
http://poranne-rozmowy.blogspot.com/
http://rozmowy-w-nocy.blogspot.com/
No siemka :D
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że mnie zaciekawiła. Widać, że dziewczyna nie miała łatwego dzieciństwa, ale jestem na 100% pewna, że na jej drodze pojawi się jeszcze wiele przeciwności.
Plusem jest kłótnia rodziców, która wyszła bardzo realnie.
Czekam, na rozwój :D
Lili
Witam, przez przypadek trafiłam na twojego bloga no i przeczytałam prolog. Ciekawy, nieco tajemniczy jednak wypowiem się bardziej gdy pojawi się pierwszy rozdział. Trzymaj się ciepło i poinformuj mnie o dalszych częściach .
OdpowiedzUsuńhttp://taniec-z-wampirem.blogspot.com
Wiktoria, moja imienniczka :-)
OdpowiedzUsuńOk, ja tu się cieszę, a biedna Wiki przechodzi koszmar.
Rozstanie rodziców jest jedną z bardziej przykrych rzeczy w życiu dziecka.
Napisałaś to ładnie, spójnie, logicznie.
Czekam na więcej,
Minoo
healer-of-century.blogspot.com
Muszę przyznać, że miło zaskoczyłaś mnie tym opowiadaniem. Myślałam, że Twój prolog mnie nie zaciekawi i sięgnę po inną historię. Stało się jednak inaczej i ten blog bardzo mi się spodobał. Masz cudowny styl pisania, za co wielkie gratulacje. A teraz zabieram się za lekturę rozdziału I.
OdpowiedzUsuńZacznę od tego że uwielbiam tego typu szablon na bloga :) Mają w sobie taką ... tajemniczość? W każdym bądź razie za to duży plus.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się to że używasz tylu przekleństw, przez to tekst staje się bardzo pospolity.
Sam sposób pisania jednak jest godny pochwały. ;)
W wolnej chwili nadrobię kolejne rozdziały.
Zapraszam także do mnie ;)
http://magiafuego.blogspot.com/
Może zacznę od tego, że przepraszam? Zareklamowałaś się u mnie w Spamie, wiec przybyłam. Niestety z braku jakiegokolwiek wolnego czasu odłożyłam Twój blog do grupy tych, które muszę przeczytać. Na samym początku oceniłam go tylko pod względem grafiki i przejrzystości. Pobieżniej przejrzałam rozdziały i zapisałam do ulubionych. Musze przyznać, że ogromnie mi wstyd za samą siebie, iż nie zmobilizowałam się na tyle, aby odstawić na chwile naukę i przeczytać zawartość.
OdpowiedzUsuńNaprawdę żałuje, gdyż prolog jest wspaniały. Wszystko co przeczytam, w mojej głowie zmieniane jest na obraz. W tym przypadku miałam wrażenie jakbym oglądał początek dobrego filmu w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego lub Romana Polańskiego.
Co mogę Ci jeszcze napisać?
Chyba tylko tyle, że mam jeszcze 4 rozdziały do nadrobienia i własnie się za nie zabieram :)
Pozdrawiam :)
http://anja-sora.blogspot.com/