Następnego dnia w szkole byłam po prostu nieżywa. Specjalnie
nastawiłam sobie budzik dwie godziny wcześniej, żeby na pewno się na spóźnić, a
i tak z tych nerwów ledwo zdążyłam na pierwszą lekcję w nowej szkole. Godziny
dłużyły się niemiłosiernie, pomimo że w ławce usiadła ze mną Martyna, której
buzia nie zamyka się ani na chwilę.
Co najgorsze, a może i najlepsze, okazało się, że Michał chodzi ze mną do jednej klasy… sama nie wiem czemu wcześniej go nie skojarzyłam… Chciał usiąść ze mną w ławce, ale ja jakoś… sami rozumiecie. Nie chciałam robić żadnych pochopnych ruchów, które wprowadzałyby złudną nadzieję. Nie miałam nigdy chłopaka, a nie chciałam robić niczego pod wpływem emocji. Czas pokaże czy się polubimy, będziemy chcieli ze sobą spędzać więcej chwil. Wtedy będę mogła powiedzieć czy wreszcie znalazłam sobie kogoś „do kochania”.
Bardzo potrzebowałam miłości. To nie było tak, że chciałam na siłę mieć chłopaka, żeby pokazać się koleżankom czy mieć szacunek wśród innych chłopaków. Po prostu szczególnie teraz, kiedy znajdowałam się na obczyźnie, bez ojca, w innym mieszkaniu, bardzo potrzebowałam kogoś kto będzie przy mnie kiedy będzie źle, pocieszy, przytuli… Żałowałam, że tata nie był taki. Nie chciałabym spędzić resztę życia z kimś takim jak on. Nie chciałam popełnić tego błędu, który popełniła moja mama. Nie chciałam tak żyć.
- Wiktoria, stało się coś? – spytał Michał, podchodząc do mnie na którejś z przerw.
Tak, jestem cholernie samotna. Ale przecież ci tego nie powiem.
- Nie, po prostu ta pogoda wpływa na mnie tak melancholijnie. W Polsce tak często nie pada – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Też czasem tęsknię za krajem, nie martw się – powiedział otulając mnie delikatnie swoim ramieniem.
Żeby to była tylko tęsknota za krajem… Tato, brakuje mi ciebie.
- Dzięki, już mi troszkę lepiej – odparłam, nie chcąc dać po sobie poznać, że wciąż nie jest dobrze.
- Kiedy będziesz miała jakiś problem, wal do mnie jak w dym. Zawsze chętnie pomogę.
- Mhm - Ponownie obdarzyłam go uśmiechem i trochę się odsunęłam.
Czułam się jakoś nieswojo, będąc tak blisko niego. Poza tym z naprzeciwka przyglądał się nam Piotrek. Co za tupet, nawet nie krył się z tym, że nas obserwuje.
- Jak podoba ci się w nowej szkole? – spytał Michał.
- Póki co jest dobrze. Sam widzisz, nie potrafię ukrywać mojego szczęścia.
Szkoła była teraz dla mnie czymś tak mało istotnym, że aż sama nie mogłam w to uwierzyć.
- Zgrywuska z ciebie – zaśmiał się.
- Kiedy jestem smutna, nie potrafię być miła. Przepraszam.
- Nic się nie stało.
Jest mi źle, kurwa.
- Znasz tamtego typka? – spytałam wskazując głową na Piotra.
- Znam. Ale chyba się z nim nie polubię – powiedział, oblizując wargi.
- Przygląda nam się od ładnych paru minut. Wiesz o co może mu chodzić?
- Może zazdrości, że to ja rozmawiam z tak piękną dziewczyną? – uśmiechnął się szelmowsko.
- Przestań, pytam poważnie.
- Mogę się go spytać, czy ma jakiś problem, jeśli chcesz.
- Nie trzeba. Sama to załatwię.
Tylko tego mi teraz brakuje, żeby przeze mnie się pobili… Już wolę sama mu wszystko wygarnąć. Niepewnie przeszłam na drugą stronę korytarza i podeszłam do Piotra, który o dziwo stał sam.
- Zgubiłeś gdzieś swoje laski? – spytałam szorsto.
-Słucham?
- Zawsze widziałam cię z jakąś panną, a dziś jesteś tu sam i przyglądasz mi się od ładnych paru minut. Chciałabym wiedzieć, czy masz jakiś większy powód?
- Żadnego – odparł sucho. – Lubię patrzeć na ludzi.
- Jasne – zaśmiałam się z pogardą. Nie wierzyłam mu. Patrzył się na mnie jakby co najmniej chciał mnie zabić. – Powiedz, czy ja ci coś zrobiłam?
- Tu nie chodzi o ciebie.
- A o kogo?
- O tamtego typka – powiedział wskazując na Michała.
Czyli była to obustronna nienawiść. Ciekawe o co się tak pokłócili? O dziewczynę?
- Co z nim nie tak? – spytałam lustrując wzrokiem mojego kolegę.
- Prawdopodobnie nie wiesz o nim wszystkiego.
- Znam go od wczoraj, więc trudno żebym go znała na wylot. Ale zachowuje się w porządku wobec mnie, w przeciwieństwie do ciebie.
- Nie będę mówił tu, przy ludziach, ale uwierz że to nie jest odpowiedni chłopak dla ciebie.
- A co, może ty byłbyś lepszy? – syknęłam i zrobiłam krok w jego kierunku. – Słuchaj, ciebie też nie znam, ale już wiem że wolałabym się trzymać od ciebie z daleka. Proszę, daj mi spokój – syknęłam, kiedy moja twarz znajdowała się maksymalnie blisko jego.
- W porządku. Zrobisz co zechcesz, ja tylko ostrzegałem – uśmiechnął się i poszedł w kierunku niskiej brunetki.
Przynajmniej miał na tyle taktu, żeby odejść kiedy go o to poprosiłam.
Uznałam, że nie ma najmniejszego sensu wracać do Michała, bo i tak niedługo zaczynają się lekcje. Swoją drogą, ciekawe o co chodziło? Wydawało mi się, że Michał był ułożonym, sympatycznym chłopakiem, więc nie bałam się z nim rozmawiać. Przyznam się, że nawet zaczynałam go lubić. Po przyjacielsku.
Udałam się w kierunku sali lekcyjnej, w której miały się odbyć następne zajęcia. Nie ukrywam, że spamiętanie wszystkich numerów sal, nie było dla mnie zbyt proste. Szukając jednej z klas, zwiedzałam przy okazji pół szkoły, błądząc po korytarzach i nawet najmniejszych zakamarkach.
Modliłam się, żeby jak najszybciej opuścić mury tej szkoły. To nie był mój dzień, nie chciałam nikogo urazić, powiedzieć o parę słów za dużo. Zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia, że tak naskoczyłam na Piotra. On przecież tylko się na mnie patrzył… Zresztą, czy to mnie teraz obchodzi?
Przez cały dzień nie mogłam pozbyć się myśli o moim ojcu. Co on teraz robi? Gdzie jest? Nigdy w życiu nie myślałam o nim w kategoriach tęsknoty. Przenigdy nie uważałam, że go kocham… Jedyne co do niego czułam to cholerną zawiść, gniew i żal za wszystko co zrobił naszej rodzinie. A dziś… A dziś poczułam, że naprawdę mi go brakuje. Boże, co musiała przejść mama? Przecież ona musiała bardzo go kochać… I musiała go tak po prostu zostawić… Dla dobra swojego i mojego. Chociaż nie, to on zostawił nas. To musiało boleć jeszcze bardziej. Jakim prawem on był takim samolubem? Jakim prawem nie liczyły się dla niego nasze uczucia?
Wróciłam do domu, będąc w kompletnym amoku. Mama wołała mnie na obiad, a ja jak gdyby nigdy nic, udawałam że jej nie słyszę, leżąc na łóżku wtulona w moją poduszkę. Boże, nawet ona przypominała mi dzieciństwo. Pamiętam, że kupiliśmy tego jaśka, kiedy byliśmy na wakacjach w Krynicy Morskiej. Wtedy jeszcze byliśmy razem… We trójkę. Nie zawsze było dobrze, ale przynajmniej miałam go na wyciągnięcie ręki. Odwróciłam się w stronę ściany i zaczęłam płakać. Najnormalniej w świecie ryczałam z bezsilności i z tęsknoty. Głupia.
- Kochanie, co się stało? – spytała mama, wchodząc do mojego pokoju. Doskonale wiedziałam, że nie ukryję tego, że płakałam.
- Nic… Ja tylko… Ja tylko bardzo tęsknię – wyjęczałam przez łzy, odwracając się w jej kierunku i kładąc głowę na jej kolanach.
Dobrze, że ją miałam. Gdybym straciła także ją, chyba bym się zabiła. Poważnie, moje życie straciłoby sens.
- Wiem skarbie. Ja też tęsknię – wyszeptała i pogłaskała mnie po włosach. Rozumiałyśmy się bez słów. Tylko mama wiedziała co czuję i tylko ona mogła zrozumieć mój ból.- Ale musimy być silne – ciągnęła dalej, nie przestając głaskać mnie po głowie. – Życie toczy się dalej, a życie mamy tylko jedno. Nie wolno go zmarnować. Pamiętaj o tym, kochanie.
- Skąd ty bierzesz tą siłę? – spytałam podnosząc się z jej kolan i ocierając łzy, spływające po moich policzkach.
- Od ciebie. Gdyby nie ty, moje życie nie miałoby sensu.
To zabawne, ale ja czułam podobnie, tylko w drugą stronę.
- Dziękuję, że jesteś – wyszeptałam.
- To ja dziękuję. A teraz biegnij do łazienki i się umyj, bo strasznie się rozmazałaś. Za kwadrans będziemy miały gościa, więc musisz jakoś wyglądać.
- Jakiego gościa?
- Przychodzi pan Marek i pani Pola. Uznałam, że wypadałoby im jakoś podziękować za tak wielką gościnę.
A więc miałam rację. Moja mama polubiła pana Marka… Zresztą, co ja mówię! To tylko obiad! W dodatku ze mną i jego matką!
- Ale ugotujesz coś dobrego? – spytałam już nieco spokojniej.
- O to się już nie martw – zaśmiała się i wyszła z mojego pokoju.
- A więcej niż jedno zwierzę to? – spytał pan Marek.
- Owca! – krzyknęłam żywiołowo.
- Nie, to lama! – zaśmiała się moja mama, przekrzykując mnie z całych sił.
- A nie, bo stado! Ja wygrałem! – rozstrzygnął i napił się trochę czerwonego wina.
- To nie fair! – powiedziałam i zrobiłam minę zbitego psa, na co wszyscy zareagowali śmiechem.
Obiad minął w naprawdę miłej atmosferze. Śmialiśmy się niemal do łez, opowiadaliśmy sobie kawały i parodiowaliśmy różnych znanych ludzi. W życiu nie zapomnę pani Poli w roli Obamy… To było coś cudownego! Nim spostrzegłam nastał już wieczór, a ja nawet nie rozpakowałam się po powrocie ze szkoły. Owszem, był dopiero początek roku, ale moja klasa była do przodu z materiałem i miałam sporo nadganiania, jeszcze z materiału z pierwszej klasy.
- Ja chyba muszę lecieć do lekcji – jęknęłam i zaczęłam powoli wstawać od stołu.
- Zadają wam coś tak na początku roku szkolnego? – zdziwiła się pani Pola. – Za moich czasów, przez cały wrzesień wieczory spędzało się na dworze i nawet nie myślało się o lekcjach!
- Nie zadają, ale muszę nadrobić materiał – uśmiechnęłam się krzywo. – Matma wzywa.
- A może Marek by ci pomógł? Swego czasu był świetny z matmy! I teraz też ciągle coś liczy w tej swojej pracy. Prawda Mareczku?
Mareczek chyba nie do końca usłyszał o co chodzi, bo pochłonęła go dyskusja na temat kulinariów, jaką prowadził z moją mamą. Widać było, że naprawdę świetnie się dogadują.
- Słucham? Tak, tak, bardzo chętnie ci pomogę – odparł po chwili, delikatnie czerwieniąc się, jakby ze wstydu, że odciął się od rzeczywistości.
- Nie chciałabym robić kłopotu – zaczęłam.
- Ale to żaden kłopot. Wpadnę do was jutro wieczorem i wytłumaczę ci to, czego nie rozumiesz.
- Naprawdę to nie będzie problem? – spytała moja mama, trzymając w dłoni kieliszek z czerwonym winem.
- Naprawdę. Gdyby był, to bym tego nie proponował – uśmiechnął się i stuknął się kieliszkami z mamą.
- Ale to ja zaproponowałam – jęknęła pani Pola.
- Jak zwykle mamusia ma rację – zaśmiał się. – Ale to nie zmienia faktu, że nie ma najmniejszego problemu – skwitował i wrócił do ożywionej dyskusji o cieście francuskim.
- Chyba dobrze się dogadują – szepnęła do mnie starsza pani, wskazując głową na drugi koniec stołu.
- Też to zauważyłam. Ale to chyba dobrze… Mama wydaje się być szczęśliwa.
- Oboje dużo przeszli, może dlatego tak łatwo znaleźli wspólny język.
- Pani wie?
- Tak. Gosia… to znaczy twoja mama, opowiadała mi waszą historię. Podziwiam ją, że jest taka silna. I ciebie też podziwiam. Wiem jakie to trudne. Wiesz… Mareczek też dużo przeszedł. Pięć lat temu stracił żonę i córkę w wypadku samochodowym. Dostał tu pracę, kupili tą kamienicę, wszystko zaczęło się układać, aż tu nagle takie nieszczęście. Wracały z zakupów. Asia, to znaczy córka Marka, byłaby teraz mniej więcej w twoim wieku. Wiesz, że była nawet trochę podobna do ciebie? Miała tak samo duże i mądre oczy. Przez wiele lat Marek nie mógł sobie poradzić z tą stratą. Płakał po nocach, Przeprowadziłam się do niego, żeby było mu trochę lżej… Jestem wdową, więc nie stanowiło to dla mnie większego problemu, a myślałam że jemu pomoże. Nie pomogło. Teraz jest już trochę lepiej. Odżył, zaczął się śmiać. Sama widzisz. Ale wciąż nie może sobie nikogo znaleźć. Powiedział, że po stracie Marysi, swojej żony, nie będzie w stanie pokochać innej kobiety. Byli ze sobą od liceum. Na dobre i na złe. Szkoda tak wielkiej miłości. Ona była jeszcze taka młoda! – tu pani Pola zatrzymała się i wytarła ręką łzę, płynącą po jej policzku. – Rozkleiłam się. Pewnie pomyślisz, że jestem starą sentymentalistką? Może i trochę jestem, ale ja po prostu za bardzo przywiązuje się do ludzi. Szczególnie do tych dobrych. Widzę, że ty i twoja mama, także jesteście dobrymi ludźmi, więc nie zdziw się, jeśli z czasem będę cię traktować jak własną wnuczkę. Szczególnie, że swoją już straciłam… - Będzie mi bardzo miło – uśmiechnęłam się i przytuliłam się do staruszki.
- Dobre z ciebie dziecko – powiedziała pani Pola i poklepała mnie po plecach.
- Musicie koniecznie przyjść do nas jeszcze kiedyś – zaśmiałam się, żegnając gości.
To zabawne, oni schodzili zaledwie na dolne piętro, a mi było przykro, jakby co najmniej wyjeżdżali do innego miasta.
- Nie mamy daleko – zaśmiał się pan Marek – Jutro wpadnę, żeby pomęczyć cię matematyką. Od razu mnie znielubisz.
Zaśmiałam się i odgarnęłam moje włosy na plecy. Ciągle wchodziły mi do buzi!
- Do zobaczenia – powiedziała z uśmiechem moja mama i zamknęła za nimi drzwi.
- Mamo… - zaczęłam – Chcę obciąć włosy. I przefarbować. Nie lubię tego mysiego koloru.
- Dobrze Wikuś, jutro zapiszę cię do fryzjera – zaśmiała się mama i udała się w stronę aneksu kuchennego, w celu pozmywania.
- Co byś powiedziała na taką długość? – spytałam, pokazując wysokość zaraz pod uchem.
- Nie będzie ci szkoda obcinać tylu włosów? Pamiętam jak długo je hodowałaś, żeby urosły aż do pasa.
- No dobra, to obetnę za ramię. I przefarbuję na kasztanowo. Co ty na to?
- Przeżyję każdy kolor, oprócz różowego.
- A co z tym Markiem? – spytałam ni z tego ni z owego.
- A co on ma wspólnego z twoimi włosami?
- Z włosami nic, ale chyba się polubiliście.
- Jest sympatyczny – powiedziała moja mama i nieco się zaczerwieniła. – Ale moja panno, podobno miałaś tyle lekcji!
- Ok, o nic więcej nie pytam! – zaśmiałam się i poszłam do swojego pokoju.
Teraz już byłam pewna, że się polubili!
_______________________________________
Zmotywowałam się i napisałam kolejny rozdział! Pisało mi się go całkiem przyjemnie, mam nadzieję że wyszedł całkiem dobry.
Wprowadzam powoli nowy wątek, żebyście się nie nudzili. Obiecuję, że niedługo zacznie się dziać!
W odpowiedzi na Wasze komentarze, postarałam się aby było w nim troszkę mniej przekleństw... od siebie dołożyłam trochę emocji. Chciałabym, żeby to opowiadanie nie było kolejnym "pustym" love story i mam nadzieję, że mi się to uda.
W każdym razie mam do Was jedną ogromną prośbę! Wszyscy, którzy czytają mojego bloga, niech zostawią pod tym postem komentarz, chociażby w postaci buźki. Chcę zobaczyć, czy mam dla kogo pisać! Bo pomysłów ostatnimi czasy wpadło mi sporo! :)
To chyba tyle, więcej nie męczę. I zapraszam Was do brania udziału w ankiecie :)
Całuję :*
Co najgorsze, a może i najlepsze, okazało się, że Michał chodzi ze mną do jednej klasy… sama nie wiem czemu wcześniej go nie skojarzyłam… Chciał usiąść ze mną w ławce, ale ja jakoś… sami rozumiecie. Nie chciałam robić żadnych pochopnych ruchów, które wprowadzałyby złudną nadzieję. Nie miałam nigdy chłopaka, a nie chciałam robić niczego pod wpływem emocji. Czas pokaże czy się polubimy, będziemy chcieli ze sobą spędzać więcej chwil. Wtedy będę mogła powiedzieć czy wreszcie znalazłam sobie kogoś „do kochania”.
Bardzo potrzebowałam miłości. To nie było tak, że chciałam na siłę mieć chłopaka, żeby pokazać się koleżankom czy mieć szacunek wśród innych chłopaków. Po prostu szczególnie teraz, kiedy znajdowałam się na obczyźnie, bez ojca, w innym mieszkaniu, bardzo potrzebowałam kogoś kto będzie przy mnie kiedy będzie źle, pocieszy, przytuli… Żałowałam, że tata nie był taki. Nie chciałabym spędzić resztę życia z kimś takim jak on. Nie chciałam popełnić tego błędu, który popełniła moja mama. Nie chciałam tak żyć.
- Wiktoria, stało się coś? – spytał Michał, podchodząc do mnie na którejś z przerw.
Tak, jestem cholernie samotna. Ale przecież ci tego nie powiem.
- Nie, po prostu ta pogoda wpływa na mnie tak melancholijnie. W Polsce tak często nie pada – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Też czasem tęsknię za krajem, nie martw się – powiedział otulając mnie delikatnie swoim ramieniem.
Żeby to była tylko tęsknota za krajem… Tato, brakuje mi ciebie.
- Dzięki, już mi troszkę lepiej – odparłam, nie chcąc dać po sobie poznać, że wciąż nie jest dobrze.
- Kiedy będziesz miała jakiś problem, wal do mnie jak w dym. Zawsze chętnie pomogę.
- Mhm - Ponownie obdarzyłam go uśmiechem i trochę się odsunęłam.
Czułam się jakoś nieswojo, będąc tak blisko niego. Poza tym z naprzeciwka przyglądał się nam Piotrek. Co za tupet, nawet nie krył się z tym, że nas obserwuje.
- Jak podoba ci się w nowej szkole? – spytał Michał.
- Póki co jest dobrze. Sam widzisz, nie potrafię ukrywać mojego szczęścia.
Szkoła była teraz dla mnie czymś tak mało istotnym, że aż sama nie mogłam w to uwierzyć.
- Zgrywuska z ciebie – zaśmiał się.
- Kiedy jestem smutna, nie potrafię być miła. Przepraszam.
- Nic się nie stało.
Jest mi źle, kurwa.
- Znasz tamtego typka? – spytałam wskazując głową na Piotra.
- Znam. Ale chyba się z nim nie polubię – powiedział, oblizując wargi.
- Przygląda nam się od ładnych paru minut. Wiesz o co może mu chodzić?
- Może zazdrości, że to ja rozmawiam z tak piękną dziewczyną? – uśmiechnął się szelmowsko.
- Przestań, pytam poważnie.
- Mogę się go spytać, czy ma jakiś problem, jeśli chcesz.
- Nie trzeba. Sama to załatwię.
Tylko tego mi teraz brakuje, żeby przeze mnie się pobili… Już wolę sama mu wszystko wygarnąć. Niepewnie przeszłam na drugą stronę korytarza i podeszłam do Piotra, który o dziwo stał sam.
- Zgubiłeś gdzieś swoje laski? – spytałam szorsto.
-Słucham?
- Zawsze widziałam cię z jakąś panną, a dziś jesteś tu sam i przyglądasz mi się od ładnych paru minut. Chciałabym wiedzieć, czy masz jakiś większy powód?
- Żadnego – odparł sucho. – Lubię patrzeć na ludzi.
- Jasne – zaśmiałam się z pogardą. Nie wierzyłam mu. Patrzył się na mnie jakby co najmniej chciał mnie zabić. – Powiedz, czy ja ci coś zrobiłam?
- Tu nie chodzi o ciebie.
- A o kogo?
- O tamtego typka – powiedział wskazując na Michała.
Czyli była to obustronna nienawiść. Ciekawe o co się tak pokłócili? O dziewczynę?
- Co z nim nie tak? – spytałam lustrując wzrokiem mojego kolegę.
- Prawdopodobnie nie wiesz o nim wszystkiego.
- Znam go od wczoraj, więc trudno żebym go znała na wylot. Ale zachowuje się w porządku wobec mnie, w przeciwieństwie do ciebie.
- Nie będę mówił tu, przy ludziach, ale uwierz że to nie jest odpowiedni chłopak dla ciebie.
- A co, może ty byłbyś lepszy? – syknęłam i zrobiłam krok w jego kierunku. – Słuchaj, ciebie też nie znam, ale już wiem że wolałabym się trzymać od ciebie z daleka. Proszę, daj mi spokój – syknęłam, kiedy moja twarz znajdowała się maksymalnie blisko jego.
- W porządku. Zrobisz co zechcesz, ja tylko ostrzegałem – uśmiechnął się i poszedł w kierunku niskiej brunetki.
Przynajmniej miał na tyle taktu, żeby odejść kiedy go o to poprosiłam.
Uznałam, że nie ma najmniejszego sensu wracać do Michała, bo i tak niedługo zaczynają się lekcje. Swoją drogą, ciekawe o co chodziło? Wydawało mi się, że Michał był ułożonym, sympatycznym chłopakiem, więc nie bałam się z nim rozmawiać. Przyznam się, że nawet zaczynałam go lubić. Po przyjacielsku.
Udałam się w kierunku sali lekcyjnej, w której miały się odbyć następne zajęcia. Nie ukrywam, że spamiętanie wszystkich numerów sal, nie było dla mnie zbyt proste. Szukając jednej z klas, zwiedzałam przy okazji pół szkoły, błądząc po korytarzach i nawet najmniejszych zakamarkach.
Modliłam się, żeby jak najszybciej opuścić mury tej szkoły. To nie był mój dzień, nie chciałam nikogo urazić, powiedzieć o parę słów za dużo. Zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia, że tak naskoczyłam na Piotra. On przecież tylko się na mnie patrzył… Zresztą, czy to mnie teraz obchodzi?
Przez cały dzień nie mogłam pozbyć się myśli o moim ojcu. Co on teraz robi? Gdzie jest? Nigdy w życiu nie myślałam o nim w kategoriach tęsknoty. Przenigdy nie uważałam, że go kocham… Jedyne co do niego czułam to cholerną zawiść, gniew i żal za wszystko co zrobił naszej rodzinie. A dziś… A dziś poczułam, że naprawdę mi go brakuje. Boże, co musiała przejść mama? Przecież ona musiała bardzo go kochać… I musiała go tak po prostu zostawić… Dla dobra swojego i mojego. Chociaż nie, to on zostawił nas. To musiało boleć jeszcze bardziej. Jakim prawem on był takim samolubem? Jakim prawem nie liczyły się dla niego nasze uczucia?
Wróciłam do domu, będąc w kompletnym amoku. Mama wołała mnie na obiad, a ja jak gdyby nigdy nic, udawałam że jej nie słyszę, leżąc na łóżku wtulona w moją poduszkę. Boże, nawet ona przypominała mi dzieciństwo. Pamiętam, że kupiliśmy tego jaśka, kiedy byliśmy na wakacjach w Krynicy Morskiej. Wtedy jeszcze byliśmy razem… We trójkę. Nie zawsze było dobrze, ale przynajmniej miałam go na wyciągnięcie ręki. Odwróciłam się w stronę ściany i zaczęłam płakać. Najnormalniej w świecie ryczałam z bezsilności i z tęsknoty. Głupia.
- Kochanie, co się stało? – spytała mama, wchodząc do mojego pokoju. Doskonale wiedziałam, że nie ukryję tego, że płakałam.
- Nic… Ja tylko… Ja tylko bardzo tęsknię – wyjęczałam przez łzy, odwracając się w jej kierunku i kładąc głowę na jej kolanach.
Dobrze, że ją miałam. Gdybym straciła także ją, chyba bym się zabiła. Poważnie, moje życie straciłoby sens.
- Wiem skarbie. Ja też tęsknię – wyszeptała i pogłaskała mnie po włosach. Rozumiałyśmy się bez słów. Tylko mama wiedziała co czuję i tylko ona mogła zrozumieć mój ból.- Ale musimy być silne – ciągnęła dalej, nie przestając głaskać mnie po głowie. – Życie toczy się dalej, a życie mamy tylko jedno. Nie wolno go zmarnować. Pamiętaj o tym, kochanie.
- Skąd ty bierzesz tą siłę? – spytałam podnosząc się z jej kolan i ocierając łzy, spływające po moich policzkach.
- Od ciebie. Gdyby nie ty, moje życie nie miałoby sensu.
To zabawne, ale ja czułam podobnie, tylko w drugą stronę.
- Dziękuję, że jesteś – wyszeptałam.
- To ja dziękuję. A teraz biegnij do łazienki i się umyj, bo strasznie się rozmazałaś. Za kwadrans będziemy miały gościa, więc musisz jakoś wyglądać.
- Jakiego gościa?
- Przychodzi pan Marek i pani Pola. Uznałam, że wypadałoby im jakoś podziękować za tak wielką gościnę.
A więc miałam rację. Moja mama polubiła pana Marka… Zresztą, co ja mówię! To tylko obiad! W dodatku ze mną i jego matką!
- Ale ugotujesz coś dobrego? – spytałam już nieco spokojniej.
- O to się już nie martw – zaśmiała się i wyszła z mojego pokoju.
- A więcej niż jedno zwierzę to? – spytał pan Marek.
- Owca! – krzyknęłam żywiołowo.
- Nie, to lama! – zaśmiała się moja mama, przekrzykując mnie z całych sił.
- A nie, bo stado! Ja wygrałem! – rozstrzygnął i napił się trochę czerwonego wina.
- To nie fair! – powiedziałam i zrobiłam minę zbitego psa, na co wszyscy zareagowali śmiechem.
Obiad minął w naprawdę miłej atmosferze. Śmialiśmy się niemal do łez, opowiadaliśmy sobie kawały i parodiowaliśmy różnych znanych ludzi. W życiu nie zapomnę pani Poli w roli Obamy… To było coś cudownego! Nim spostrzegłam nastał już wieczór, a ja nawet nie rozpakowałam się po powrocie ze szkoły. Owszem, był dopiero początek roku, ale moja klasa była do przodu z materiałem i miałam sporo nadganiania, jeszcze z materiału z pierwszej klasy.
- Ja chyba muszę lecieć do lekcji – jęknęłam i zaczęłam powoli wstawać od stołu.
- Zadają wam coś tak na początku roku szkolnego? – zdziwiła się pani Pola. – Za moich czasów, przez cały wrzesień wieczory spędzało się na dworze i nawet nie myślało się o lekcjach!
- Nie zadają, ale muszę nadrobić materiał – uśmiechnęłam się krzywo. – Matma wzywa.
- A może Marek by ci pomógł? Swego czasu był świetny z matmy! I teraz też ciągle coś liczy w tej swojej pracy. Prawda Mareczku?
Mareczek chyba nie do końca usłyszał o co chodzi, bo pochłonęła go dyskusja na temat kulinariów, jaką prowadził z moją mamą. Widać było, że naprawdę świetnie się dogadują.
- Słucham? Tak, tak, bardzo chętnie ci pomogę – odparł po chwili, delikatnie czerwieniąc się, jakby ze wstydu, że odciął się od rzeczywistości.
- Nie chciałabym robić kłopotu – zaczęłam.
- Ale to żaden kłopot. Wpadnę do was jutro wieczorem i wytłumaczę ci to, czego nie rozumiesz.
- Naprawdę to nie będzie problem? – spytała moja mama, trzymając w dłoni kieliszek z czerwonym winem.
- Naprawdę. Gdyby był, to bym tego nie proponował – uśmiechnął się i stuknął się kieliszkami z mamą.
- Ale to ja zaproponowałam – jęknęła pani Pola.
- Jak zwykle mamusia ma rację – zaśmiał się. – Ale to nie zmienia faktu, że nie ma najmniejszego problemu – skwitował i wrócił do ożywionej dyskusji o cieście francuskim.
- Chyba dobrze się dogadują – szepnęła do mnie starsza pani, wskazując głową na drugi koniec stołu.
- Też to zauważyłam. Ale to chyba dobrze… Mama wydaje się być szczęśliwa.
- Oboje dużo przeszli, może dlatego tak łatwo znaleźli wspólny język.
- Pani wie?
- Tak. Gosia… to znaczy twoja mama, opowiadała mi waszą historię. Podziwiam ją, że jest taka silna. I ciebie też podziwiam. Wiem jakie to trudne. Wiesz… Mareczek też dużo przeszedł. Pięć lat temu stracił żonę i córkę w wypadku samochodowym. Dostał tu pracę, kupili tą kamienicę, wszystko zaczęło się układać, aż tu nagle takie nieszczęście. Wracały z zakupów. Asia, to znaczy córka Marka, byłaby teraz mniej więcej w twoim wieku. Wiesz, że była nawet trochę podobna do ciebie? Miała tak samo duże i mądre oczy. Przez wiele lat Marek nie mógł sobie poradzić z tą stratą. Płakał po nocach, Przeprowadziłam się do niego, żeby było mu trochę lżej… Jestem wdową, więc nie stanowiło to dla mnie większego problemu, a myślałam że jemu pomoże. Nie pomogło. Teraz jest już trochę lepiej. Odżył, zaczął się śmiać. Sama widzisz. Ale wciąż nie może sobie nikogo znaleźć. Powiedział, że po stracie Marysi, swojej żony, nie będzie w stanie pokochać innej kobiety. Byli ze sobą od liceum. Na dobre i na złe. Szkoda tak wielkiej miłości. Ona była jeszcze taka młoda! – tu pani Pola zatrzymała się i wytarła ręką łzę, płynącą po jej policzku. – Rozkleiłam się. Pewnie pomyślisz, że jestem starą sentymentalistką? Może i trochę jestem, ale ja po prostu za bardzo przywiązuje się do ludzi. Szczególnie do tych dobrych. Widzę, że ty i twoja mama, także jesteście dobrymi ludźmi, więc nie zdziw się, jeśli z czasem będę cię traktować jak własną wnuczkę. Szczególnie, że swoją już straciłam… - Będzie mi bardzo miło – uśmiechnęłam się i przytuliłam się do staruszki.
- Dobre z ciebie dziecko – powiedziała pani Pola i poklepała mnie po plecach.
- Musicie koniecznie przyjść do nas jeszcze kiedyś – zaśmiałam się, żegnając gości.
To zabawne, oni schodzili zaledwie na dolne piętro, a mi było przykro, jakby co najmniej wyjeżdżali do innego miasta.
- Nie mamy daleko – zaśmiał się pan Marek – Jutro wpadnę, żeby pomęczyć cię matematyką. Od razu mnie znielubisz.
Zaśmiałam się i odgarnęłam moje włosy na plecy. Ciągle wchodziły mi do buzi!
- Do zobaczenia – powiedziała z uśmiechem moja mama i zamknęła za nimi drzwi.
- Mamo… - zaczęłam – Chcę obciąć włosy. I przefarbować. Nie lubię tego mysiego koloru.
- Dobrze Wikuś, jutro zapiszę cię do fryzjera – zaśmiała się mama i udała się w stronę aneksu kuchennego, w celu pozmywania.
- Co byś powiedziała na taką długość? – spytałam, pokazując wysokość zaraz pod uchem.
- Nie będzie ci szkoda obcinać tylu włosów? Pamiętam jak długo je hodowałaś, żeby urosły aż do pasa.
- No dobra, to obetnę za ramię. I przefarbuję na kasztanowo. Co ty na to?
- Przeżyję każdy kolor, oprócz różowego.
- A co z tym Markiem? – spytałam ni z tego ni z owego.
- A co on ma wspólnego z twoimi włosami?
- Z włosami nic, ale chyba się polubiliście.
- Jest sympatyczny – powiedziała moja mama i nieco się zaczerwieniła. – Ale moja panno, podobno miałaś tyle lekcji!
- Ok, o nic więcej nie pytam! – zaśmiałam się i poszłam do swojego pokoju.
Teraz już byłam pewna, że się polubili!
_______________________________________
Zmotywowałam się i napisałam kolejny rozdział! Pisało mi się go całkiem przyjemnie, mam nadzieję że wyszedł całkiem dobry.
Wprowadzam powoli nowy wątek, żebyście się nie nudzili. Obiecuję, że niedługo zacznie się dziać!
W odpowiedzi na Wasze komentarze, postarałam się aby było w nim troszkę mniej przekleństw... od siebie dołożyłam trochę emocji. Chciałabym, żeby to opowiadanie nie było kolejnym "pustym" love story i mam nadzieję, że mi się to uda.
W każdym razie mam do Was jedną ogromną prośbę! Wszyscy, którzy czytają mojego bloga, niech zostawią pod tym postem komentarz, chociażby w postaci buźki. Chcę zobaczyć, czy mam dla kogo pisać! Bo pomysłów ostatnimi czasy wpadło mi sporo! :)
To chyba tyle, więcej nie męczę. I zapraszam Was do brania udziału w ankiecie :)
Całuję :*
Dobrze, że Wiktoria jakoś polubiła Michała. ciekawe tylko o co Piotrowi chodziło z tym, że Michał taki w porządku nie jest.
OdpowiedzUsuńFajnie, że mama Wiktorii też znalazła sobie jakiegoś znajomego. Widać, że z Markiem się polubili.
czekam na kolejny rozdział i życzę weny.
To może zacznę od tego, co zwróciło moją uwagę, a mianowicie - nie do końca zrozumiałam tę sytuację, w której Piotrek patrzył się na Wiktorię, ona sama do niego podeszła, nasyczała na niego i jeszcze kazała mu się odczepić. Tak trochę to ona zaczepiła jego, a on się patrzył w jej kierunku, ale nie konkretnie na nią, więc... xD Ale to tak z serii bronimy Piotrka.
OdpowiedzUsuńNo i Michał - taki rycerz w lśniącej zbroji, a jednak skrywa mroczny sekrecik. Jestem ciekawa co takiego zrobił.
No i fajnie, że mama Wiktorii nie zamyka się na innych mężczyzn, może znajdzie w końcu miłość i będzie w pełni szczęśliwa.
Świetny rozdział, jak i całe opowiadanie,
Minoo
healer-of-century.blogspot.com
P.S.
Zapraszam na trzeci rozdział do mnie, będzie mi bardzo miło, jak wpadniesz.
Hej;)
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu zareklamowałaś się u mnie w spamie, ale z tego co widzę zawiesiłaś działalność tamtego bloga, więc wpadłam tutaj. Przeczytałam, spodobało mi się i zostawiam komentarz;)
Podoba mi się najbardziej to jak przedstawiasz główną bohaterkę. Jako osobę miłą, sympatyczną, ale zagubioną i samotną. Nie robisz z niej jakiejś zbuntowanej babki, która w obliczu problemu ucieka w bunt i złe towarzystwo, a z drugiej strony nie jest to też dziewczyna, która siedzi zamknięta w domu i płacze do poduszki. Stara się stanąć na nogi, poradzić sobie mimo samotności i sytuacji jaka ją spotkała. Nie jest łatwo pogodzić się z odejściem jednego rodzica i rozumiem jej położenie. Ale mam nadzieję, że znajdzie kogoś kto pomoże jej przez to przejść. Jakaś miłość rzeczywiście byłaby wskazana. Kto wie, może to właśnie ten Michał? Choć nie wiem co o nim myśleć po słowach Piotrka. raczej nie ma chyba powodu by kłamać..
Życzę Ci dużo weny i pomysłów na nowe rozdziały;*
A w wolnej chwili zapraszam do siebie, gdzie też piszę opowiadanie;)
sila-jest-we-mnie.blogspot,com
Ciekawie się zapowiada ;)
OdpowiedzUsuńJezu, aż mi wstyd, ale nie jestem w stanie napisać nic więcej, niż ze rozdział jest cudowny:c Za dużo obowiązków, jak wystawią oceny to się wezmę w garść i obiecuję, że pod kolejnym rozdziałem to ci walnę taki komentarz, że aż się znudzisz xd
OdpowiedzUsuńWybacz;c Pozdrawiam;*
loveeorfriendship.blogspot.com
Hej!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za to spóźnienie, ale szkoła, sprawdziany, konkursy, itp. nie dawały mi spokoju. Nie miałam w ogóle czasu. Teraz trochę się znalazło więc muszę u ciebie nadrobić te dwa rozdziały.
Rozdział świetny :) Już zaczyna się coś więcej dziać. Od razu, choć jest to dopiero 3 rozdział, mogę powiedzieć, że jak na razie nie wygląda to na zwykłe love story. Zwłaszcza po tym co opowiedziała Pola, ze względu na przeszłość Wiktorii. Duży za to plus, że oprócz wątku miłosnego, będzie też trochę smutku... itp. Piszesz to opowiadanie, jakbyś tworzyła... (nie chcę aby dziwnie to zabrzmiało) prawdziwe życie Wiktorii. Ona też jest taka realistyczna, jej życie nie jest takie różowe... Co sprawie, ze twoje opowiadanie wydaje się jeszcze prawdziwsze. Kolejny plus za to.
Mam nadzieję, że mamie Wiktorii uda się znaleźć szczęście przy innym mężczyźnie. Mam też nadzieję, że główna bohaterka będzie bardziej szczęśliwa. Marek wydaje się ciekawą postacią, co do Piotrka, jak na razie nic nie mówię, za krótko był w tym rozdziale...
Idę czytać kolejny rozdział, aby znów być na bieżąco. :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny. :)
Zapraszam do siebie: http://ourangelsalwaysfall.blogspot.com/
Rozdział świetny z nutka tajemnicy :) Pomono kilku powtórzeni i drobnych błędów w interpunkcji płynnie i przyjemnie sie czyta :) Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że Piotr wcale nie jest taki zły :)
OdpowiedzUsuńNo nic. Zabieram się zaczytanie jak na razie ostatniej, opublikowanej przez Ciebie cześć.
Pozdrawiam i weny życzę :)
http://anja-sora.blogspot.com/